- Nie zdziwiła mnie ta decyzja, przyznam szczerze, że spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Nie ukrywam, że najbardziej na całym zamieszaniu straciliśmy my, Polacy - oznajmił prezes PZPN.
Skąd taka opinia Zbigniewa Bońka? - My nie optowaliśmy za zamknięciem stadionu dla widzów. Tymczasem na dzień dzisiejszy nie możemy już sobie pozwolić na prowadzenie sprzedaży biletów na pojedynek z Ukrainą. Wyjazd do Charkowa to nie to samo co eskapada np. do Paryża, czy innych miast Europy Zachodniej. Organizacja transportu i inne kwestie logistyczne zajmują sporo czasu i moglibyśmy nie zdążyć, co wiązałoby się z problemami dla kibiców.
Czy otwarcie trybun może mieć znaczący wpływ na przebieg spotkania? - Jedziemy tam zwyciężyć, a miejscowi fani futbolu nie mogą nam w tym ani pomóc, ani przeszkodzić, bo nie oni z nami zagrają - oznajmił Boniek.
Może jednak przy pustej widowni podopiecznym Waldemara Fornalika byłoby łatwiej - tak jak Apollonowi Limassol, który w czwartek wygrał w Warszawie pozbawioną wsparcia publiczności Legią? - Być może, ale nie nazywajmy tego wtedy meczem. Gra na pustym stadionie to nie jest prawdziwa piłka nożna. Ten sport jest dla ludzi, dla kibiców i ich doping powinien być nieodłącznym elementem widowiska. Gdy tego wszystkiego brakuje, robi się smutno, nudno i nie da się na to patrzeć - stwierdził prezes futbolowej centrali.
Przypomnijmy, że starcie Ukrainy z Polską odbędzie się piątek 11 października o godz. 20.00. Biało-czerwoni muszą zainkasować trzy punkty, by zachować jakiekolwiek szanse na udział w przyszłorocznym mundialu.