Marcin Ziach: Adam Nawałka - tyran i despota czyli trenerski profesor

Nie ma w Polsce drugiego trenera, którego metod piłkarze by się tak bali, jak Adam Nawałka. Charyzmatyczny, bezkompromisowy w swoich ocenach szkoleniowiec ma jednak wielką przewagę nad zawodnikami.

Ostatnio rzucił mi się w oczy plebiscyt, w którym zawodnicy klubów T-Mobile Ekstraklasy wybierali szkoleniowców, z którymi najbardziej chcieliby i nie chcieliby pracować. Na czele tej drugiej klasyfikacji był Adam Nawałka, czemu trudno się dziwić.

To syn starej krakowskiej szkoły, który jako zawodnik obserwował przy pracy największe trenerskie legendy, a jako szkoleniowiec był m.in. asystentem Leo Beenhakkera, ostatniego selekcjonera za którego polska kadra grała jeszcze w piłkę.

W Zabrzu o Nawałce mówi się wyłącznie dobrze, albo wcale. Jego oponenci zarzucają mu, że gdy tupnie na baczność staje przed nim nawet prezes klubu, a kilkukrotne przedłużenie umowy z trenerem prześmiewczo uważają za najlepszą inwestycję prezydent Zabrza Małgorzaty Mańki-Szulik w wizerunek miasta. Czy to przesadzone? Niekoniecznie.

Patrząc na polska ligę trudno jest oprzeć się wrażeniu, że gdyby niektórzy polscy szkoleniowcy zmienili pracę z trenera piłkarskiego na nauczyciela W-F - nie obyłoby się to z wielką stratą dla rodzimej kopanej. Nazwiskami rzucał nie będę, bo każdy ma na ten temat swoje spostrzeżenia.

Są jednak też trenerzy, bez których ta liga nie byłaby tak kolorowa. Do grona tych należy Adam Nawałka. Jego warsztat opiera się o włoską myśl szkoleniową, w której trener jest zakochany. Każdą przerwę w rozgrywkach wykorzystuje na staże we włoskich klubach, a potem myśl tę przenosi na polskie boiska, wprowadzając niuanse taktyczne w Górniku Zabrze.

Zawodnicy z Roosevelta o trenerze wypowiadają się różnie. Nigdy jednak nie brakuje im do Nawałki respektu, a czasami wręcz strachu. To człowiek, który jest w Górniku i żaglem, i sterem. To on - a nie jak to ma miejsce w innych klubach piłkarze na boisku - wyznacza kierunek, w którym drużyna ma iść. A jeśli ktoś mu nie przypasuje - wylatuje z hukiem z klubu.

W ostatnich latach przypadków młodych-gniewnych czy starych-wku*****ych było w Zabrzu na pęczki. Gdzie dziś są? Kopią się po czołach w innych klubach, albo pałętają się gdzieś na granicy między piłkarzem zawodowym a zwykłym kopaczem.

To nie przypadek, że większość (a może wszyscy) spośród tych, którzy grali w Górniku pierwsze skrzypce po odejściu za kasą do innego klubu nie umie znaleźć formy. Ciężka praca, często ponad własne siły - była i pozostaje domeną Nawałki. Możesz nie mieć umiejętności, ale musisz rywala na boisku zabiegać i zagryźć. Bo jak nie...

Kary w Górniku bywały różne. Najbardziej dla piłkarza upokarzająca jest chyba "suszarka", której świadkami byli wszyscy, którzy obserwowali mecz Górnika w Łodzi. Ściągnięty z boiska jeszcze przed przerwą Maciej Małkowski staje twarzą w twarz ze wściekłym Nawałką, który z odległości kilkunastu centymetrów wykrzykuje zawodnikowi prosto w oczy, co myśli o jego grze. Wszystko to w świetle kamer, na oczach kolegów z ławki rezerwowych i kibiców na trybunach.

Potem jednak trener podaje piłkarzowi rękę, poklepuje po plecach, dając sygnał, że dalej w niego wierzy i jeśli się postara - doczeka się kolejnej szansy.

Bo próżniaków i gwiazdeczek Nawałka nienawidzi. A takich też w Górniku nie brakowało. Daniel Sikorski presji nie wytrzymał i wybłagał, by działacze puścili go z Robertem Jeżem do Polonii Warszawa. Potem na bramkę w lidze czekał ponad dwa lata, a gdy odszedł z Wisły... słał do trenera SMS-y, że chciałby do Zabrza wrócić, bo nigdzie nie pracowało mu się tak dobrze.

Adam Stachowiak, który odważył się podważyć autorytet trenera ["Gdyby nie Sikorski, to byłbyś w tarapatach"] - spadł z ligi z Bełchatowem, a teraz kopie gdzieś w lidze bułgarskiej. Zanim jednak wrócił na Roosevelta z Brunatnymi o szkoleniowcu wypowiadał się bardzo ciepło.

Potężne znaczenie dla trenera ma też mentalność. Po wygranym meczu masz czas na radość, ale tylko do momentu aż nie wysiądziesz z autokaru. Po przegranym - jeśli o nim pamiętasz, to do autokaru lepiej w ogóle nie wsiadaj...

Przykład? Górnik w sobotę zlał Pogoń. Obtłukł rywala niemiłosiernie jak Władimir Kliczko Aleksandra Powietkina. Było to najwyższe wyjazdowe zwycięstwo zabrzan od 15 lat. I co piłkarze dostali w nagrodę? Trening o świcie, czyli dokładnie to samo, co trzy lata temu za karę, po klęsce 1:5 w Gdańsku.

Nic dziwnego, że zawodnicy Nawałki nie lubią i pracować z nim nie chcą, bo Polak kopiący piłkę nienawidzi ciężkiej pracy. Byli jednak i tacy, którzy praktyk trenera nie tolerowali, ale widzieli, że robi on z nich piłkarzy, podczas gdy wcześniej byli zwykłymi kopaczami. I to właśnie wyróżnia tego gościa na tle innych. To czyni go trenerem niezwykłym, a w opinii wielu wybitnym. Który jest wart grubych kilkudziesięciu tysięcy, które gwarantuje mu kontrakt w Zabrzu. Pieniądze jednak na jego konto nie trafiają. Pierwszeństwo mają pensje piłkarzy i zapewnienie drużynie bytu na odpowiednim poziomie tj. odżywki i przedmeczowe zgrupowania.

Odejście Nawałki będzie dla Górnika stratą nie do powetowania. Ale jeśli ma odejść do kadry... Wyobrażacie sobie Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Boenisha żwawo hasającego po boisku o 6:30 po porażce z Ukrainą? Dla tego widoku, chyba jednak warto się poświęcić. Cel uświęca środki, a wyniki bronią filozofii Nawałki jak mało kogo.

Źródło artykułu: