- Patrząc przez pryzmat całego meczu, jesteśmy zawiedzeni. Przed spotkaniem wzięlibyśmy remis w ciemno, ale prowadząc 2:0 i tracąc takie głupie bramki, to szkoda, że nie przywieźliśmy trzech punktów - żałuje bramkarz beniaminka, który często wyciągał drużynę z tarapatów, zostając również bohaterem ostatniej akcji.
- Kilka sytuacji wybroniłem, ale pierwszy stracony gol trzeba zaliczyć na moje konto. Niepotrzebnie wyszedłem z bramki. Mogłem zostać, bo do rywala dobiegali Sławek Szary i Szymon Jary. Być może doskoczyliby do Mateusza Maka, który jest bardzo szybkim zawodnikiem. Mogłem stać, może bym to wtedy złapał - dodaje Daniel Kajzer.
Piłka jeszcze kilka razy trafiła do jego siatki, lecz arbiter starcia odgwizdał spalone. - W obu sytuacjach nie słyszałem gwizdka. Byłem pewny, że jest 3:2 dla bełchatowian. Odwróciłem się w stronę sędziego, który podniósł rękę i bardzo się ucieszyłem. Przy drugiej sytuacji również poczułem ulgę, gdy bramka nie została uznana - mówi gracz Energetyka ROW.
Młodemu zawodnikowi rybniczan od początku towarzyszył uraz. - Na początku meczu "pociągnął" mnie mięsień czworogłowy i grałem z lekką kontuzją. Stąd wzięły się wybicia, które nie były takie, jak być powinny. Z tego tworzyły się sytuacje dla GKS-u - tłumaczy golkiper pierwszoligowca.
Uraz bramkarza nie okazał się poważny. - Byłem u doktora Ficka, który zbadał mi mięsień. Dostałem zastrzyk i we wtorek będę musiał odpocząć, ale od środy wchodzę w trening. Na piątek będę gotowy w stu procentach - zapowiada Kajzer.