26-letni gracz Wisły Płock dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w pierwszej części spotkania 15. kolejki I ligi. Jego dorobek mógł być jeszcze bardziej okazały. - Miałem na początku meczu sytuację. "Dziubałem" piłkę końcami palców, a Marcin Cabaj stał na posterunku, podobnie jak w kilku innych sytuacjach - powiedział Marcin Krzywicki. - Bramkarz uratował Sandecję jeszcze między innymi w II połowie, gdy Paweł Kaczmarek miał super okazję. Pozostaje tylko strzelić sobie w łeb. Prowadziliśmy 2:0, mieliśmy komfortową sytuację, wiedzieliśmy też czego się spodziewać w drugiej połowie po naszym przeciwniku. Mimo tego, daliśmy się zepchnąć do obrony i mecz skończył się remisem. Czuję ogromny niedosyt - dodał.
Wisła Płock może szczególnie żałować pierwszych 45 minut, w których zdominowała boiskowe wydarzenia. Podopieczni Marcina Kaczmarka włożyli w grę dużo sił, prezentowali wysoki pressing, który zmuszał Sandecję Nowy Sącz do błędów i głębokiej defensywy. "Nafciarze" stworzyli też kilka świetnych okazji do zdobycia bramek.
- Pierwsza połowa była jedną z naszych najlepszych w tym sezonie i szkoda, że nie udokumentowaliśmy tego trzecim, albo nawet czwartym golem. Wiedzieliśmy, że w drugiej połowie gospodarze nas przycisną, więc liczyliśmy na jakąś kontrę, by dobić już przeciwnika. Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie, ale nie pokazaliśmy tego w drugiej połowie - stwierdził napastnik.
Kto wie jakim wynikiem zakończyłby się ten mecz, gdyby nie błąd arbitra. W 31. minucie Piotr Lasyk nie wskazał na wapno, choć Tomasz Margol zagrał ręką w polu karnym. W podobnej sytuacji pod koniec spotkania już nie miał wątpliwości, a dzięki temu sądeczanie wyrównali.
- Bez wątpienia należał się nam karny. Koledzy wykłócali się z arbitrem, a ja się od tego kompletnie odciąłem. A jeśli chodzi o jedenastkę dla Sandecji, to nie mam zdania, bo nie widziałem dobrze tej sytuacji - przekonywał Krzywicki. Już po końcowym gwizdku doszło na murawie do przepychanek, w efekcie czego drugą żółtą kartkę ujrzał Fabian Hiszpański. Upomniany został też Piotr Kosiorowski. - Działo się, dymiło, kurzyło, ale ja też się od tego odciąłem i poszedłem do szatni. Jestem załamany tym wynikiem - zakończył piłkarz Wisły Płock.