Sandecja Nowy Sącz pokazała w spotkaniu 15. kolejki I ligi dwa oblicza. W pierwszej części gospodarze prawie nie istnieli na boisku i dali się zdominować rywalom. Dwukrotnie do siatki trafił Marcin Krzywicki, a przy lepszej skuteczności Wisła Płock mogła prowadzić nawet 4:0. - Zostaliśmy w szatni i nie potrafię wyjaśnić dlaczego. To jest jakaś tendencja, że mamy słabe pierwsze lub drugie połowy, więc musimy nad tym musimy pracować - powiedział Adam Mójta.
Po zmianie stron to sądeczanie przejęli inicjatywę i od samego początku dążyli do odrobienia strat. Mobilizująco podziałała na nich rozmowa z trenerem Ryszardem Kuźmą. - Trener wstrząsnął nami w szatni. Powiedział, żebyśmy grali tak, jak jest nam najlepiej, czyli utrzymując się przy piłce. Czujemy się mocni, kiedy nie ograniczamy się do kopania jej do przodku, a wtedy gdy więcej nią operujemy. Po zmianie stron pokazaliśmy, że mamy jaja. Gdyby było więcej czasu, pewnie byśmy wygrali - stwierdził lewy obrońca Sandecji.
Kontaktową bramkę strzelił minutę po wejściu na murawę Gevorg Badalyan. Ormianin dostał piłkę od Łukasza Grzeszczyka na piątym metrze i zrobił to, co do niego należało. Wyrównał Adam Mójta 60 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry, pewnie egzekwując rzut karny. 27-letni gracz "Pasów" mógł jeszcze zaliczyć asystę, ale w 85. minucie po jego zagraniu spudłował minimalnie inny rezerwowy, Rafał Zawiślan. - Jeszcze wcześniej bliski szczęścia był między innymi Sebastian Szczepański. Niestety koledzy nie wykorzystali swoich okazji. Remis to sprawiedliwy wynik. Cieszymy się z jednego punktu, bo nie często udaje się odrobić straty - zauważył Mójta.
Nowosądeccy piłkarze będą mieli w najbliższym czasie napięty grafik. W niedzielę grają na wyjeździe z Flotą Świnoujście, a w czwartek w Pucharze Polski z Widzewem Łódź na własnym stadionie. - Cieszymy się, że możemy zagrać w 1/8 Pucharu Polski i będziemy chcieli wyjść zwycięsko z tej potyczki - zakończył piłkarz pochodzący z Jeleniej Góry.