Szymon Mierzyński: Od dłuższego czasu słyszymy, że Warta przygotowuje się do zmiany formy prawnej. Kiedy możemy spodziewać się przekształcenia w spółkę?
Janusz Urbaniak: Każdy czeka na te zmiany, ale wciąż nie wiemy, kiedy one nastąpią. Nie ukrywam, że proces przekształcenia może się nieco przedłużyć. Mamy sporo spraw do uregulowania i jak na razie trudno określić, kiedy to wszystko uda się pozytywnie załatwić.
Jakie korzyści może przynieść Warcie przekształcenie w spółkę?
- Przede wszystkim powstałby zarząd z prawdziwego zdarzenia i na pewno nie byłoby tak, że większość spraw znajduje się na głowie pana Zbigniewa Śmiglaka. Myślę, że Warta stałaby się także bardziej wiarygodna i można by zatrudnić kilka osób, które zajęłyby się poszukiwaniem sponsorów. Tych korzyści jest sporo. W spółce dużo bardziej przejrzyście zarządza się finansami. Akcjonariusze mogliby też dążyć do zwiększenia kapitału, co w dłuższej perspektywie pozwalałoby nam na aktywniejsze działania na rynku transferowym. Nie musielibyśmy już czekać na zawodników, których nie chcą inne kluby, lecz kontraktować klasowych graczy.
W momencie utworzenia spółki można by też liczyć na większy zastrzyk finansowy.
- Dokładnie tak. Kapitał założycielski spółki akcyjnej to co najmniej 500 tys. zł, ale są prognozy, że w naszym przypadku będzie on wyższy. To pozwoliłoby w spokoju dotrwać do końca sezonu. Obecnie bowiem nasza sytuacja finansowa jest bardzo zła. Wszystkie pensje wypłacamy wprawdzie w terminie i w tej kwestii żadnych opóźnień nie ma, nie stać nas jednak na nic więcej.
Czy istnieje szansa na znalezienie jakiegoś sponsora jeszcze przed utworzeniem spółki?
- Będzie to bardzo trudne. W Poznaniu nie ma zbyt wielu ludzi, którzy zechcieliby pomóc Warcie. Wszyscy spoglądają raczej na Lecha.
Nie jest panu przykro z tego powodu?
- Oczywiście, że jest. Na dzień dzisiejszy 90 procent sponsorów Warty to moi koledzy, a na pomoc z zewnątrz liczyć raczej nie mogę. Dziwi mnie to, bo nasz klub ma bardzo bogatą tradycję, większą nawet niż Lech i jeśli moglibyśmy liczyć choćby na część tego, co jest w Kolejorzu, nasza sytuacja byłaby diametralnie inna.
W takiej atmosferze można chyba stracić zapał do dalszego działania...
- Nie ukrywam, że można się zniechęcić, ale w moim przypadku tak nie będzie. Jestem w Warcie i zrobię wszystko, by doprowadzić do końca utworzenie spółki. Jak nam się to uda, powinno być już nieco łatwiej.
Poprzednie pytanie nawiązywało do ostatnich wydarzeń w Wielkopolsce. Nie ma tu już Amiki, nie ma Groclinu, a zniknięcie kolejnego klubu jeszcze bardziej zubożyłoby piłkarsko cały region.
- Z całą pewnością byłoby żal sprywatyzować i sprzedać Wartę, ale mogę zapewnić, że pomimo problemów, które nas nie omijają, nie mam takich myśli.
Jakiś czas temu dyrektor Zbigniew Śmiglak postawił tezę, że najlepszym sposobem na wyjście z finansowego dołka będzie po prostu awans do ekstraklasy, gdyż tam są już spore przychody z spraw transmisyjnych. Zgadza się pan z tą opinią?
- Jest w tym dużo racji, bo ekstraklasa rządzi się zupełnie innymi prawami niż I liga. Ale żeby tam wejść, trzeba najpierw zbudować zespół, który wywalczy awans. A my na dzień dzisiejszy nie mamy takich możliwości, ponieważ nie posiadamy środków na zakontraktowanie piłkarzy o odpowiednich umiejętnościach. Dlatego siłą rzeczy o awansie na razie nie myślimy. Zresztą gdybym teraz mówił o awansie, wielu ludzi pomyślałoby pewnie, że spadłem z księżyca. Na chwilę obecną nie mamy nawet 1,5 mln zł budżetu. Pojawiały się informacje, w których wymieniano podobną sumę, ale aż tyle niestety nie mamy.
Budżet mógłby być z pewnością wyższy, gdyby choć w jakimś stopniu pomogło wam miasto...
- To jest bardzo złożony problem. Włodarze Poznania zajmują się głównie EURO 2012 i Lechem. Ja też oczywiście cieszę się ze zwycięstw Kolejorza, ale jeśli miasto głosi hasło "Poznań stawia na sport", to powinno też pomóc Warcie, tymczasem nie możemy na to liczyć. Dziwi mnie to i smuci, bo choćby w Gorzowie Wlkp. współpraca w tej kwestii wygląda zupełnie inaczej. Między innymi dzięki pomocy miasta, GKP ma dwukrotnie wyższy budżet niż Warta.
Jest jakaś szansa na przełom we współpracy z miastem?
- Niestety trudno mi już w to wierzyć.
Kilka tygodni temu, po porażce z Motorem Lublin, miało dojść do pańskiej rozmowy z trenerem Bogusławem Baniakiem na temat jego narzekań na finanse klubu. Czy to prawda?
- Trener nieco rozpędził się w swoich słowach i faktycznie rozmawialiśmy na ten temat. Ale ja wiem, że on nie miał nic złego na myśli. Jego wypowiedzi dążą raczej do tego, by nagłaśniać nasze problemy i starać się przyciągnąć do klubu ludzi, którzy mogą nam pomóc.
Po trenerze Baniaku widać chyba rozgoryczenie faktem, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć?
- Nie da się tego ukryć. Myślę, że głównie dlatego padły te słowa. Problem był jednak taki, że z tonu wypowiedzi można było wywnioskować, iż Warta nie płaci na czas pensji. A tak przecież nie jest. Jak już wspominałem wcześniej, akurat w tej kwestii żadnych opóźnień w naszym klubie nie ma. Podkreślam jednak, że do konfliktu nie doszło i sprawa została wyjaśniona. Wyraźnie powiedzieliśmy sobie, kto za co odpowiada i wszystko jest już w porządku.