Zawisza Bydgoszcz ukarał jeźdźca bez głowy. Wahan Geworgian: To przypadek

Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza traktują remis 1:1 z szacunkiem, ale i niedosytem. Słaby punkt Pogoni Szczecin poznali nie na odprawie, a "w praniu".

Nie było wielkiego futbolu w Szczecinie. Pierwsza połowa stała jeszcze na niezłym poziomie, przyniosła kilka płynnych akcji oraz gole Adama Frączczaka i Kamila Drygasa. Po przerwie aktorzy widowiska spuścili z tonu. Głównie Pogoń Szczecin, która bez pomysłu podawała piłkę wzdłuż i wszerz. Zawisza Bydgoszcz starał się kontratakować, ale także na niewiele się to zdało i podział punktów stał się faktem.

- Ten wynik nikogo nie krzywdzi. Mecz jakich wiele, upłynął pod znakiem walki. I jedna i druga drużyna miała ochotę na zwycięstwo, stworzyła jakieś sytuacje podbramkowe. Nie zamierzaliśmy iść w Szczecinie na wymianę ciosów, ponieważ znamy siłę Pogoni. Graliśmy swoją piłkę "wyjazdową" z kontrataku - przyznał Wahan Geworgian.

- W Polsce większość klubów preferuje grę z kontry. Nie inaczej jest z nami, szczególnie poza Bydgoszczą. Osobiście szanuję remis, ale czuję niedosyt. Czy Pogoń miała jakieś czyste sytuacje poza akcją bramkową? Nie pamiętam. My z kolei wyprowadziliśmy 4-5 szybkich ataków, które mogły dać nam prowadzenie. Szkoda, bo można było doskoczyć do Pogoni w tabeli, a tak różnica ani drgnęła - żałował Kamil Drygas, autor wyrównującego gola.

Drygas doskoczył do płaskiej piłki zagranej przez Jakuba Wójcickiego ze skrzydła i bez problemu dopełnił formalności. - Wystarczyło pobiec w odpowiednie miejsce i dostawić nogę. Każdy by to strzelił... No dobra, nie każdy, ale pomyliłby się najwyżej jeden na stu. Z reguły wykorzystuje się takie sytuacje bez mrugnięcia okiem – opisał pomocnik.

Geworgian i spółka dopisali na swoje konto punkt
Geworgian i spółka dopisali na swoje konto punkt

- Piłka była adresowana do mnie, ale akurat ja zostałem sfaulowany. Sędzia przyznał się, że należała się jedenastka, ale zauważył, że i tak padnie gol, więc nie gwizdał już tego rzutu karnego. Dla Pogoni więc cała sytuacja i tak skończyła się nie najgorzej, bo mogli jeszcze zobaczyć czerwoną kartkę – dodał Geworgian.

Opisywana tak szczegółowo akcja została przeprowadzona prawą stroną boiska. Nic dziwnego. Bydgoszczanie już wcześniej wbiegali bezkarnie w ten sektor boiska. Powinien ich zatrzymywać Mateusz Lewandowski, ale nie nadążał z właściwym ustawieniem po bezproduktywnych, ułańskich szarżach pod przeciwne pole karne.

- Nie było to rozpisane przed meczem przez trenera Tarasiewicza. To bardziej przypadek. Zorientowaliśmy się, że prawa strona nam się otworzyła i Kuba Wójcicki z tego fajnie korzystał. Nie ma w naszym zespole reguły, w meczu z Widzewem Łódź atakowaliśmy głównie drugą stroną z wykorzystaniem Luisa Carlosa - wytłumaczył Geworgian.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Mecz rozegrano w trudnych warunkach atmosferycznych, przy rzęsistym deszczu i silnym wietrze. - Na początku boisko było jeszcze ok, ale z czasem zrobiło się grzęzawisko z dziurami. Tragedii nie było, ale mogło być lepiej – recenzował Kamil Drygas. - Warunki były specyficzne, stąd wzięło się sporo niedokładności. Mecz meczowi nierówny i scenariusza nie da się łatwo z góry napisać. Raz wygrywamy z Legią, Wisłą, Śląskiem, ale następnie przegrywamy z Ruchem Chorzów. Polska piłka jest mało przewidywalna, a gdy jeszcze dochodzi taka pogoda... - podsumował urodzony w Erewaniu piłkarz.

Źródło artykułu: