Lech Poznań zawiódł w najmniej oczekiwanym momencie. "Nic nas nie usprawiedliwia"

Przed spotkaniem z Cracovią poznaniacy liczyli nawet na komplet zwycięstw do końca roku, tymczasem stracili punkty w najmniej oczekiwanym momencie - u siebie z KGHM Zagłębiem Lubin.

- Jest to dla nas niemiła niespodzianka, bo bardzo nam zależało na trzech oczkach. Zakładaliśmy defensywną postawę Zagłębia, ale mieliśmy problem, żeby sobie z nią poradzić. Nie daliśmy rady operować piłką i musieliśmy szukać długich podań. To była konieczność ze względu na stan murawy. Sytuacji niestety nie wypracowaliśmy zbyt wiele i to nasza główna bolączka w sobotniej potyczce - powiedział Marcin Kamiński.

Miedziowi jechali do Poznania rozbici i mocno krytykowani. Znaleźli się jednak w takim dołku, że mogło być już tylko lepiej. Właśnie dlatego Lech miał utrudnione zadanie. - Na pewno nie było u nas problemów z mobilizacją. Wbrew pozorom nikt w drużynie nie patrzył na miejsce w tabeli Zagłębia. Wiedzieliśmy doskonale, że czeka nas ciężka przeprawa, bo dla przeciwnika każdy mecz jest teraz o życie - dodał obrońca Kolejorza.

Na murawie Inea Stadionu znajduje się mnóstwo piasku. Czy jego wysypanie nie było błędem? - Nie chciałbym wchodzić w te sprawy, tym bardziej, że widzę, iż ludzie, którzy zajmują się boiskiem robią absolutnie wszystko, by było ono jak najlepsze. Pewnych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć i na obecnym etapie nie ma co oczekiwać zmian - zaznaczył Kamiński.

Czy remis z Zagłębiem jest efektem gorszej gry, a może po prostu rywal był na tyle niewygodny, że powtórzenie skuteczności z Krakowa okazało się niemożliwe? - Bez wątpienia to spotkanie było słabsze w naszym wykonaniu niż starcie z Pasami. Mieliśmy problem ze stwarzaniem klarownych sytuacji, a to spory mankament. Pod Wawelem przecież szans bramkowych nie brakowało. Faktem jest, że ekipa z Lubina cofnęła się dość głęboko, jednak nie stanowi to dla nas żadnego usprawiedliwienia - oznajmił 21-latek.

Być może sobotnia potyczka ułożyłaby się inaczej, gdyby w 14. minucie Kamiński zdobył gola. Jego strzał kapitalnie obronił jednak Michał Gliwa. - Szczerze mówiąc myślałem, że to wpadnie. Być może należało uderzyć jeszcze bardziej w bok - ocenił.

Ta interwencja golkipera Miedziowych była o tyle zaskakująca, że wcześniej dość ostro go krytykowano. - To, że popełniał błędy w innych spotkaniach, nie oznacza, że nie umie bronić. W Poznaniu spisał się bardzo pewnie i to niemal w każdej sytuacji - zakończył defensor Lecha.

Źródło artykułu: