Bartosz Szeliga: Bramkę dedykuję dziewczynie i rodzinie

Bartosz Szeliga zdobył w sobotę jedyną bramkę dla Piasta Gliwice w meczu z Widzewem. Jego trafienie nie wystarczyło jednak do zwycięstwa. Łodzianie wyrównali na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem.

Bramka dla gości, która padła w 81. minucie meczu, zdobyta została w kuriozalny sposób. Po dośrodkowaniu z lewej strony pola karnego piłkę klatką do bramkarza próbował zgrać Marcin Kaczmarek, ale zrobił to na tyle niefortunnie, że ostatecznie na tablicy wyników zaczął widnieć rezultat 0:1 dla Piasta. - Gerard (Badia - przyp. red.) fajnie pociągnął lewą stroną. Ja podłączyłem się pod akcję i cały czas biegłem równolegle z nim. On wrzucił piłkę w pole karne, a obrońca Widzewa tak wybił piłkę, że znalazła się pod moimi nogami. Mnie pozostało jedynie znaleźć drogę do bramki. Dedykuję tego gola wszystkim którzy są ze mną, a w szczególności mojej dziewczynie oraz rodzinie - powiedział po meczu Bartosz Szeliga.

Pomimo tego, że podopieczni trenera Marcina Brosza zdobyli gola po dośrodkowaniu dopiero w ostatnim kwadransie gry, od początku meczu starali się realizować główne przedmeczowe założenie, jakim była gra skrzydłami. - Trener pokrzykiwał z ławki, żeby rozciągać Widzew, zwłaszcza kiedy grali w "dziesiątkę", bo łatwiej dojść wtedy pod bramkę przeciwnika bokami niż środkiem. Taka taktyka przyniosła efekt w postaci jednego gola - wyjaśnił pomocnik Piasta. Paradoksalnie jednak, gospodarze zaczęli grać lepiej po stracie zawodnika w 47. minucie w wyniku drugiej żółtej i czerwonej kartki Marka Wasiluka. - Ciężko mi powiedzieć na gorąco, dlaczego nie mogliśmy sforsować obrony Widzewa przez dłuższy czas. Rabiola miał dwie sytuacje na zdobycie gola i mogliśmy to skończyć wcześnie, ale niestety tak się nie stało. Trudno, taka jest piłka - stwierdził zdobywca bramki dla Piasta.

Bartosz Szeliga zdobył w sobotę na stadionie w Łodzi swojego pierwszego gola w sezonie
Bartosz Szeliga zdobył w sobotę na stadionie w Łodzi swojego pierwszego gola w sezonie

Goście zeszli jednak do szatni po ostatnim gwizdku sędziego rozczarowani. Na trzy minuty przed końcem Kaczmarek naprawił swój błąd zmuszając Jakuba Szumskiego do samobójczego trafienia. Po jego strzale z szesnastu metrów futbolówka odbiła się od poprzeczki, a następnie od głowy golkipera Piasta wpadła do siatki. - Czujemy niedosyt po tym meczu. Mieliśmy trzy punkty w garści, ale w końcówce je straciliśmy i na pewno będziemy nad tym ubolewać - zakończył piłkarz zespołu trenera Brosza.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (0)