Od 47. minuty piłkarze Widzewa grali w "dziesiątkę", kiedy drugą żółtą i czerwoną kartkę ujrzał Marek Wasiluk. Mimo tego, obraz gry nie uległ znaczącej zmianie. Gliwiczanie objęli prowadzenie dopiero w 81. minucie po błędzie Marcina Kaczmarka przy dośrodkowaniu w pole karne gospodarzy. Piłkę do pustej bramki skierował Bartosz Szeliga. Piast utrzymał jednak prowadzenie tylko przez 6 minut. Tym razem Kaczmarek uderzył z szesnastu metrów na bramkę Jakuba Szumskiego. Piłka odbiła się od poprzeczki, a następnie od pleców golkipera gości i ostatecznie zatrzepotała w siatce.
- Nie można, grając w przewadze tracić prowadzenia. Męczyliśmy się, żeby strzelić bramkę jako pierwsi. Kiedy się udało, to wydawało się, że powinniśmy ten mecz wygrać. Daliśmy sobie jednak wbić głupią bramkę w samej końcówce
- powiedział na gorąco podopieczny trenera Marcin Brosz, który zagrał w sobotę przy Piłsudskiego w całym meczu. - Przyjechaliśmy tutaj po trzy punkty, tymczasem osiągamy tylko remis, zwłaszcza patrząc na przebieg tego spotkania. Powinniśmy byli zdobyć ten komplet i zabrać go do domu - dodał.
Nie da się jednak wygrywać meczów bez skuteczności, co zresztą przyznał sam obrońca Piasta. - Główną przyczyną takiego wyniku jest brak skuteczności z naszej strony, pomimo, że udało nam się raz trafić do siatki. Mieliśmy jeszcze parę sytuacji, których już nie wykorzystaliśmy. Na sam koniec dopadł nas pech. Zremisowaliśmy to spotkanie tylko i wyłącznie na własne życzenie - zakończył Adrian Klepczyński.