Julian Schieber składa broń w Borussii Dortmund. "Lewandowski okazał się zbyt silny"

Konkurent Roberta Lewandowskiego zapowiada, że po zakończeniu sezonu będzie chciał zmienić barwy klubowe, ponieważ w Borussii Dortmund nie może liczyć na regularne występy.

Julian Schieber w obecnym sezonie w Bundeslidze rozegrał zaledwie 50 minut, a jedynego gola strzelił w spotkaniu Pucharu Niemiec. Nieraz zdarzyło się już, że zamiast 24-latka na ławce rezerwowych siedział młodszy i mniej doświadczony Marvin Ducksch. Jak się wydaje, Schieber nie ma podstaw do tego, by liczyć, że jego położenie ulegnie poprawie.

Kontrakt napastnika z Borussią Dortmund wygasa dopiero w 2016 roku, ale wszystko wskazuje na to, że Schieber zmieni klub już za kilka miesięcy. - Nie mogę się dłużej łudzić, zwłaszcza gdy spojrzę na liczbę minut spędzonych na boisku. Porównując obecny stan do tego z ubiegłego sezonu, można stwierdzić, że nie wykonałem żadnego kroku naprzód - przyznaje. - Wspaniale jest być w Borussii i zespole Kloppa, ale ze sportowego punktu widzenia czuję się mocno rozczarowany. To oczywiste, że chcę grać więcej - tłumaczy.

Głównym powodem niepowodzeń Schiebera w klubie z Zagłębia Ruhry są znakomite występy Roberta Lewandowskiego. - Kiedy zdecydowałem się na transfer do Borussii, miałem świadomość, że Robert ma silną pozycję w zespole. Okazało się, że Lewandowski gra fenomenalnie i błyszczy niemal w każdym spotkaniu tydzień po tygodniu, dlatego wygranie z nim rywalizacji jest nierealne. Z tego powodu w tym sezonie tylko sześciokrotnie pojawiłem się na boisku w Bundeslidze - wyjaśnia były zawodnik FC Nuernberg i VfB Stuttgart.

Lewandowski latem opuści Dortmund, ale Schieber nie upatruje w tym swojej szansy, prognozując, że działacze pozyskają godnego następcę Polaka. - W mediach pojawia się wiele spekulacji, wymieniane są nazwiska znanych napastników. Ja muszę podjąć decyzję co do mojej przyszłości i oczywiście mam pewne przemyślenia - puentuje i daje do zrozumienia, że nie zmieni zdania i będzie domagał się transferu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: