Górnik Zabrze w meczu z Koroną Kielce był stroną przeważającą, ale wszystko zmieniła czerwona kartka, jaką po blisko godzinie gry obejrzał Maciej Mańka. Prawy obrońca śląskiej drużyny faulował przy tym Macieja Korzyma, który był blisko sytuacji sam na sam z Grzegorzem Kasprzikiem.
- Wyczułem, że pójdzie piłka na wolne pole, miałem przy sobie obrońcę i ruszyłem, a on złapał mnie za koszulkę. Wychodziłem na połowie boiska sam na sam, więc zamiast się siłować po prostu położyłem się i czerwień była ewidentna. Nie ma się co nad tym rozwodzić - ocenia Korzym.
Kielczanie mimo gry w przewadze przez ponad pół godziny nie zdołali zdobyć decydującej bramki, która pozwoliłaby im cieszyć się z pierwszej tej wiosny całej puli. - Graliśmy od 58. minuty w 11 na 10 i stworzyliśmy sobie z sześć dogodnych okazji, żeby wynik otworzyć. Niestety piłka nie wpadła do siatki i nie możemy być w pełni z tego występu zadowoleni - dodaje napastnik kieleckiej drużyny.
Przed pierwszym gwizdkiem meczu przy Roosevelta Korona celowała w trzy punkty. - Nikt z nas nie zakładał, że remis nas zadowoli, bo byłby to karygodny minimalizm. W tej lidze każdy z każdym może wygrać. Kiedy jedzie się na teren przeciwnika, któremu nie idzie specjalnie, to nie mierzy się w punkt, a całą pulę. My też myśleliśmy o zwycięstwie - przyznaje 25-latek.
Drużyna ze stolicy świętokrzyskiego nie zachwyciła na początku piłkarskiej wiosny. - Z Legią zagraliśmy dobry mecz, a nie zdobyliśmy nawet punktu. Potem ugraliśmy remis z Zagłębiem Lubin, który trzeba uszanować. Po meczu z Górnikiem dominuje niedosyt, bo jednak byliśmy bliżsi zwycięstwa i coś nam w tym meczu uciekło - kiwa głową piłkarz z Kielc.
Korona nie znajduje się jednak w żadnym dołku formy. - Potrzebujemy przełamania, takiej bramki, która da nam trzy punkty. Myślę, że gdy to zwycięstwo przyjdzie, to będzie dobrze - zapewnia gracz drużyny ze Ściegiennego.