Marcin Ziach: W Gliwicach sytuacji bramkowych stworzyliście jak na lekarstwo, a te, które udało wam się wypracować - zmarnowaliście.
Marek Sokołowski: Jestem na siebie zły, bo dwie sytuacje zmarnowałem. Po pierwszej mogłem zdobyć bramkę, ale obrońca Piasta zagrał ręką. W drugiej przestrzeliłem i to tylko moja wina. Na wyjeździe trzeba mieć pół sytuacji i strzelić bramkę. My te sytuacje mieliśmy, ale nie strzeliliśmy.
Wasza niemoc wyjazdowa trwa już bardzo długo. Słów pada z waszej strony wiele, ale nie umiecie tego przekuć w wydarzenia na boisku.
- Ciężko jest już o tym mówić. Musimy po prostu w meczach wyjazdowych wykorzystywać pierwszą okazję, którą sobie stwarzamy. W defensywie nasza gra wygląda coraz lepiej, ale musimy zacząć strzelać.
Nie strzelając bramek wasze szanse na walkę o utrzymanie w T-Mobile Ekstraklasie ograniczacie do czystej matematyki.
- Piast w meczu z nami też nic nie pokazał i wydaje mi się, że oni też będą walczyć o to, żeby w tej lidze się utrzymać. My sobie zdajemy sprawę, że w naszej sytuacji remisując zawsze tracimy dwa punkty, a nie zdobywamy jeden. Teraz czeka nas wyjazd do Poznania, a tam o zdobycz będzie jeszcze trudniej niż w Gliwicach.
Cały czas szukacie optymalnego zestawienia linii ofensywnej, ale nie przekłada się to na zdobycz bramkową.
- Trener cały czas szafuje ustawieniem w ofensywie. Przyszło tej zimy do nas kilku chłopaków, którzy walczą o miejsce w składzie. Na razie nie udało się jeszcze znaleźć optymalnego zestawienia. Nie mamy w składzie Roberta Demjana, który rok temu zanotował świetną rundę. Dziś napastników jest więcej i mam nadzieję, że niebawem zaczną strzelać.
Na pięć kolejek przed końcem sezonu wciąż tkwicie w strefie spadkowej. To już taki moment, w którym nerwowo patrzycie w górę?
- Cały czas skupiamy się na sobie i patrzymy tylko na siebie. Nie interesuje nas to jak grają inne zespoły. Każdy zbiera punkty, żeby mieć jak najlepszą sytuację wyjściową przed decydującymi meczami w grupie spadkowej.
Zatem pogodziliście się już z tym, że rundę zakończycie w dolnej połówce ligowej klasyfikacji.
- Na to wygląda. Trudno jest dziś myśleć, że wygramy wszystko do końca rundy i uda nam się wskoczyć do "ósemki". Naszym celem na dziś jest zajęcie jak najwyższego miejsca w tej grupie, żeby rozegrać przynajmniej jeden mecz więcej u siebie. Im wyżej będziemy tym więcej tych spotkań rozegramy w Bielsku, a to ważny argument w walce o utrzymanie.
Paradoksalnie w Poznaniu może być łatwiej o ligowe punkty niż w meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o ligowy byt.
- Pokazaliśmy w tamtym roku, że potrafimy przy Bułgarskiej wygrać i uczyniliśmy to pewnie, bo mecz zakończył się wynikiem 2:0. Wtedy bramki nie strzelił Robert Demjan, a Fabian Pawela. Teraz też go mamy w składzie i dobrze by było, gdyby coś też ukuł. Liczymy, że znów uda nam się sprawić niespodziankę i Lecha na jego terenie pokonać. Jeśli potrafił punkty poznaniakom urwać Widzew, to my też jesteśmy w stanie to zrobić.
Bardziej budujące jest dla was to, że tej wiosny nie przegraliście czy dołujące, że wygrać nie umiecie?
- Mamy za sobą cztery mecze i na koncie sześć punktów. Naszym marzeniem było mieć po tej fazie na koncie dwa punkty więcej. Mamy jednak to co mamy i musimy w kolejnych meczach te punkty zdobywać.