Józef Dankowski: Odezwały się demony przeszłości

Górnik Zabrze po nieco ponad pół godziny gry prowadził z Jagiellonią Białystok trzema bramkami, by ostatecznie zdobyć jedynie punkt. - Jesteśmy na siebie źli. Bardzo źli - mówi Józef Dankowski.

- Do przerwy wygrywając 3:0 moglibyśmy schodzić do szatni z większą pewnością siebie i liczyć na zdobycie kolejnej bramki czy dwóch, które pewnie przesądziłyby o losach meczu. Niestety, straciliśmy bramkę jeszcze przed gwizdkiem na przerwę i Jagiellonia uwierzyła, że może w Zabrzu zapunktować. Tak też się stało - kręci głową z niedowierzaniem Józef Dankowski, trener zabrzańskiej drużyny.

Górnik Zabrze w drugiej połowie był cieniem zespołu z premierowej odsłony. - Odezwały się demony przeszłości. Jesteśmy na siebie źli, bardzo źli. Nie może Górnik Zabrze grać dwóch tak nierównych połów. Jak wspomniałem bramka strzelona przed przerwą dodała wiary Jagiellonii, ale my nie możemy na boisku stać i przyglądać się co robi przeciwnik i jak odrabia straty - irytuje się szkoleniowiec śląskiego zespołu.

Jeszcze przed przerwą z boiska na noszach został zniesiony Bartosz Iwan, którego przy próbie piąstkowania piłki dogrywanej z rzutu wolnego przez Dani Quintana przy akcji brakowej dla Jagiellonii znokautował Grzegorz Kasprzik. - Początkowo wyglądało to dość groźnie, ale teraz jego stan jest już dobry. Będzie pod obserwacją lekarzy, ale nic nie wskazuje na to, żeby miało stać się coś poważnego - uspokaja trener drużyny z Roosevelta.

Iwana zmienił Mateusz Zachara, dla którego był to pierwszy występ w rundzie wiosennej po kontuzji. - Po meczu jesteśmy wszyscy mądrzy. Zrobiliśmy zmianę, ale nie przełożyło się to na wynik meczu. Liczyliśmy, że jego instynkt strzelecki pozwoli w ostatniej akcji meczu przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Wiemy jednak teraz, że jego powrót na boisko nastąpił za wcześnie - przyznaje Dankowski.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Decydująca o wyniku meczu bramka padła po rzucie karnym, którego być nie powinno. Bekim Balaj nie był bowiem faulowany przez Borisa Pandżę. - Nie widzieliśmy jeszcze tej sytuacji, dlatego nie będziemy tego komentować - puentuje opiekun 14-krotnych mistrzów Polski.

Komentarze (0)