Historia czerwonej kartki dla Manuela Arboledy

We wtorek Lech Poznań awansował do kolejnej rundy Remes Pucharu Polski pokonując Odrę Wodzisław, po bramce Ivana Djurdjevicia w doliczonym czasie gry. Lechici od 74. minuty grali w osłabieniu, bowiem czerwoną kartkę otrzymał Manuel Arboleda, który wdał się w przepychanki z zawodnikami gości.

Była 74. minuta meczu 1/8 finału Remes Pucharu Polski pomiędzy Lechem Poznań a Odrą Wodzisław. Gospodarze cały czas atakowali, ale nie mogli sforsować defensywy gości, którzy rzadko przebywali na połowie Lecha.

Jeden z ataków wodzisławian zakończył się urazem jednego z ich zawodników. Mimo iż leżał on na boisku Manuel Arboleda kontynuował grę i postanowił przeprowadzić indywidualną akcję. Gdy stracił piłkę został zaatakowany przez piłkarzy Odry, którzy mieli do niego pretensje, że nie wybił piłki. Kolumbijczyk wdał się w dyskusje i przepychanki z wodzisławianami. Gdy już się uspokoił i wracał na swoją połowę sporo do powiedzenia miał mu również Damian Seweryn. Doszło do kolejnych przepychanek z Arboledą w roli głównej.

Nagle sędzia pokazał zawodnikowi Lecha czerwoną kartkę, a Dariuszowi Dudkowi żółtą. - Manuel podobno coś powiedział - mówił po meczu Ivan Djurdjević, zdobywca złotego gola dla Lecha.

Arboleda schodził z boiska żegnany gromkimi brawami. Pretensji do swojego podopiecznego nie miał również Franciszek Smuda. - W meczach południowców zawsze jest wiele czerwonych kartek. To są ludzie, którzy żyją na boisku. Czasami tracą głowę i komuś coś powiedzą, pokażą lub kogoś kopną. Musimy to przełknąć i mu wytłumaczyć, że nie tylko on jest na boisku. W szatni żałował tego co zrobił. Nie można mu odmówić serca i woli zwycięstwa - mówi trener Kolejorza. - Z drugiej strony został sprowokowany. Nie było gwizdka sędziego, a on prowadził piłkę i nie widział zawodnika leżącego z tyłu, więc można mu wybaczyć. Zawodnicy Odry pokazywali, żeby wybił piłkę, ale miał klapki na oczach i nie zwracał na to uwagi.

Komentarze (0)