Dopiero drugi raz w bieżącym sezonie zdarzyło się, by Borussia Dortmund rozpoczęła oficjalny mecz bez ani jednego Polaka w podstawowym zestawieniu. Poprzednio miało to miejsce w grudniu w konfrontacji FC Saarbruecken w 1/8 finału Pucharu Niemiec. Wówczas w drugiej połowie na murawę weszli Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski, a tym razem Juergen Klopp wpuścił na plac gry Roberta Lewandowskiego w 62. minucie.
Trener BVB zapowiadał, że ze względu na nadchodzący ważny pojedynek z VfL Wolfsburg na Allianz Arena dokona kilku roszad w składzie. Na rotacji stracili jedynie Polacy, ponieważ pozostałe gwiazdy na czele z Marco Reusem i Pierre-Emerickiem Aubameyangiem znalazły się w jedenastce. Dlaczego Klopp podjął taką decyzję?
- Lewy jest u nas niezwykle eksploatowany i musi czasem złapać oddech, natomiast Łukasz był kontuzjowany przez pół roku i wciąż trudno gra mu się z takim natężeniem meczów. Obaj potrzebowali przerwy. Pauzować miał również Mats Hummels, ale sam zdecydował, że chce zagrać - stwierdził szkoleniowiec, dodając, iż ze względu na prestiż pojedynków z Bayernem nie zdecydował się na dalej idącą rotację. - Mecze w Monachium zawsze są dla nas wyjątkowe i należą do najważniejszych w całym sezonie - przyznał.
Za Lewandowskiego na "szpicy" zagrał Aubameyang i wypadł bardzo dobrze. Gabończyk miał udział w zdobyciu dwóch goli, natomiast Polak po wejściu na murawę niczym szczególnym się nie wyróżnił. Miejsce Piszczka zajął Kevin Grosskreutz i również spisał się bez zarzutu, otrzymując wysokie noty od niemieckich mediów.