Gdy pracował w FC Barcelonie, Pep Guardiola kilkukrotnie cieszył się z triumfu na Santiago Bernabeu. Najefektowniejszy miał miejsce w maju 2009 roku, gdy Duma Katalonii rozbiła Real Madryt aż 6:2. Czy jeden z najlepszych trenerów świata fetować będzie także w środowy wieczór, gdy do hiszpańskiej stolicy zawita wraz z Bayernem Monachium?
- Kiedykolwiek udawałem się na Santiago Bernabeu, niegdyś jako piłkarz czy obecnie jako trener, nie czułem się faworytem. Tym razem jest podobnie, ponieważ mam do Realu zbyt duży szacunek ze względu na wspaniałą historię tego klubu oraz szkoleniowca, który bardzo wiele osiągnął. Królewscy mogą pochwalić się znakomitymi piłkarzami i kibicami - przyznaje Guardiola.
Bawarczycy w ostatnich tygodniach nie błyszczeli i zaliczyli kilka słabszych występów, m.in. ulegając 0:3 Borussii Dortmund. Z kolei Real po wygranym finale Pucharu Króla znajduje się na fali. - Po pokonaniu Barcelony entuzjazm Królewskich jest większy od naszego i pod tym względem Real ma nad nami małą przewagę. My już jakiś czas temu wygraliśmy ligę, by następnie stracić nieco rytm. Robimy jednak wszystko, aby jak najszybciej powrócić na właściwe tory i być konkurencyjni na Bernabeu - tłumaczy opiekun mistrza Niemiec.
Wszystko wskazuje na to, że wśród Los Blancos nie zabraknie Cristiano Ronaldo, choć Portugalczyk borykał się ostatnio w problemami zdrowotnymi. - Od zawsze uważam, że największe gwiazdy grają w kluczowych spotkaniach, jeśli tylko nie są poważnie kontuzjowane. Cristiano od wielu lat utrzymuje bardzo wysoki poziom, ale bez niego Real również ma sporo atutów i jest silnym zespołem - przekonuje Guardiola, który za najgroźniejszą broń rywali uważa szybkość w rozgrywaniu piłki i wyprowadzeniu kontrataków.