Do precedensu doszło podczas meczu między Legią a Wisłą Kraków. Na tym spotkaniu pojawiło się zdecydowanie więcej kibiców niż na poprzednich spotkaniach. Również ranga meczu zachęcała do dopingu. Ale na Legii trwa protest, a więc o zorganizowanym dopingu nie mogło być mowy. Kibice jak nie dopingowali, tak nie mieli zamiaru dopingować również na tym spotkaniu.
Jednak po zdobyciu przez podopiecznych Jana Urbana bramki wyrównującej, trybuny się ożywiły. Większość publiczności - tradycyjnie od jakiegoś czasu - zamiast cieszyć się z bramki, ubliżała właścicielowi. Natomiast część fanów fetowała gola. Przy kolejnych akcjach gospodarzy pojawiły się nieśmiałe próby dopingu przez część kibiców, co spotkało się z kolejnymi wyzwiskami pod adresem właściciela ze strony reszty trybun. Ci pierwsi z kolei zrewanżowali się porcją gwizdów.
Przez kolejne minuty sytuacja kilkakrotnie się powtórzyła, po czym o mały włos nie doszło do rękoczynów. Po szybkiej akcji ochrony, dwóch bardziej nerwowych osobników zostało zatrzymanych, wyprowadzonych ze stadionu, a następnie ukaranych zakazem wstępu na mecze rozgrywane przy Łazienkowskiej. - Nie będziemy tolerować takich zachowań. Dla takich ludzi wstępu na Legię nie będzie - oznajmił później prezes warszawskiego klubu, Leszek Miklas.
Niby nic wielkiego się nie wydarzyło, ale incydent w pamięci zapadł, tym bardziej, że sytuacja z podziałem na trybunach (tym razem bez rękoczynów) powtórzyła się na meczu z Lechią Gdańsk. Znów część osób mówiła działaczom co o nich myśli, a część kwitowała to gwizdami. Wydawało się, że do tej pory fani byli wyjątkowo zgodni w temacie sporu z właścicielami. A jeżeli nie, to na trybunach i tak dało się raczej słyszeć wyzwiska niż słowa uwielbienia pod adresem klubowych decydentów.
Być może zwolennicy obecnych rządów dopiero teraz zaczynają się "ujawniać"? Nie wiadomo, ale gołym okiem widać, że kształtuje się wyraźny podział na kibiców "za" i "przeciw" ITI. Podział widać również na kibicowskich forach, gdzie coraz częściej można przeczytać zróżnicowane opinie o polityce klubu względem kibiców. Sami fani od początku protestu apelowali do siebie nawzajem o jedność w tym sporze. Teraz zostało to zachwiane. Nikt jeszcze nie wie, co z tego wyniknie, ale na pewno Legii nie jest potrzebny kolejny konflikt wewnątrz klubu, tym bardziej, że coraz częściej mówią o tym piłkarze i trener. Szkoda tylko, że żadna ze stron nie widzi, że czas najwyższy zakończyć tę do niczego nie prowadzącą wojnę.