Parodia sędziowania w Bełchatowie

Piątkowe spotkanie PGE GKS Bełchatów - Cracovia Kraków było widowiskiem dość jednostronnym i, wydawałoby się, łatwym do sędziowania. Gospodarze triumfowali 3:0, jednak rezultat mógł być zupełnie inny, gdyby nie podręcznikowe błędy Piotra Pielaka. Arbiter z Warszawy mylił się w obie strony. Nie uznał prawidłowej bramki dla Pasów, natomiast wcześniej dwukrotnie puścił grę w sytuacjach, w których należało podyktować rzuty karne dla ekipy Pawła Janasa.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsze kontrowersyjne zdarzenie w meczu otwierającym 12. kolejkę ekstraklasy miało miejsce w 34. minucie przy stanie 1:0 dla gospodarzy. Wówczas w powietrznym starciu defensor Pasów, Piotr Polczak w sposób bezdyskusyjny odepchnął Dawida Nowaka, uniemożliwiając mu dojście do piłki. Cała sytuacja miała miejsce w polu karnym, dlatego sędzia powinien wskazać na "wapno".

Piotr Pielak nie zdecydował się jednak tego uczynić. Jedenastki dla PGE GKS nie podyktował również dziewięć minut później. Wówczas znów w roli głównej wystąpił Polczak, którym tym razem zagrał futbolówkę ręką. Zrobił to w sposób widoczny i wręcz podręcznikowy, dlatego bierność arbitra w tej sytuacji była zadziwiająca.

Po zmianie stron sędzia z Warszawy pomylił się natomiast w drugą stronę i, nadal przy stanie 1:0 dla bełchatowian, nie uznał tym razem prawidłowo zdobytego przez Cracovię gola. W 75. minucie w pole karne gospodarzy świetnie zacentrował Marek Wasiluk, natomiast Janusz Gol, pod presją nacierającego Kamila Witkowskiego, interweniował tak niefortunnie, że oddał celny strzał "szczupakiem" w kierunku własnej bramki. Krzysztof Kozik wykazał się niemałym refleksem i "na raty" złapał piłkę, która w pierwszej chwili odbiła mu się od rąk i, turlając się wzdłuż linii, trafiła w słupek. W pewnym momencie futbolówka znalazła się jednak całym obwodem w bramce i dlatego Pasom powinno zostać zaliczone trafienie wyrównujące. W tej sytuacji bardziej zawinił jednak arbiter liniowy, a nie sam Pielak.

Zakładając, że gospodarze wykorzystaliby w pierwszej połowie oba rzuty karne, a także uznając prawidłowego gola dla Cracovii, okazałoby się, że wynik piątkowego starcia powinien brzmieć nie 3:0, a... 5:1 dla drużyny Pawła Janasa.

Gdyby jednak pójść innym tropem i założyć, że bełchatowianie jedenastek nie zamieniliby na bramki, to w 75. minucie mogło zrobić się 1:1. Nie wiadomo, czy wówczas GKS grałby na takim luzie, jak w końcówce i czy zdołałby strzelić gola na wagę zwycięstwa. Choć Cracovia spisywała się w Bełchatowie beznadziejnie, to wyrównując stan rywalizacji na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem arbitra, miałaby niemałą szansę na zainkasowanie jednego punktu.

Można tylko ubolewać, że w jednym spotkaniu doszło do tylu poważnych błędów sędziowskich. W tym przypadku nie doszło wprawdzie do typowego wypaczenia wyniku, bowiem rozjemca zawodów mylił się w obie strony, jednak niepodyktowanie dwóch ewidentnych rzutów karnych, a także nieuznanie prawidłowo zdobytego gola nie może wystawiać Piotrowi Pielakowi dobrej oceny.

Komentarze (0)