Piast zdobył twierdzę Wrocław! (relacja)

Przed meczem nikt nawet się nie spodziewał, że na stadionie przy ulicy Oporowskiej 62 we Wrocławiu wygra zespół z Gliwic. Stało się tak jednak za sprawą Daniela Koczona, który w 62. minucie w zamieszaniu podbramkowym umieścił piłkę w siatce Śląska. Było to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Piasta w tym sezonie.

Zanim rozpoczęło się spotkanie kibice ze zdziwieniem przeglądali skład gospodarzy. W podstawowej jedenastce znalazł się Przemysław Łudziński, zabrakło natomiast takich graczy jak Sebastian Dudek, Tomasz Szewczuk czy Krzysztof Ostrowski. Początek meczu poprzedziła jeszcze minuta ciszy ku czci gen. bryg. Mieczysława Mazura, byłego prezesa Śląska Wrocław.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego zaczął jeszcze padać deszcz, który w drugiej połowie tylko się nasilił.

Od początku meczu do ataków ruszyli gracze z Wrocławia. - Staraliśmy się dzisiaj wygrać ten mecz. Robiliśmy wszystko, aby to spotkanie wygrać. Byliśmy faworytem, było to stwierdzenie logiczne ze względu na zajmowane przez nas miejsce w tabeli - stwierdził po meczu Ryszard Tarasiewicz, trener Śląska. Już w pierwszej minucie sędzia odgwizdał rzut wolny dla Śląska. Sebastian Mila z Krzysztofem Ulatowskim tak go jednak rozegrali, że piłkę przejęli gliwiczanie. Zawodnicy Piasta szybko odpowiedzieli. Minutę po akcji WKS-u na bramkę strzeżoną przez Jacka Banaszyńskiego strzelał Łukasz Krzycki. Uderzenie było jednak bardzo niecelne.

W ciągu kilku następnych minut Śląsk dominował na boisku, wrocławianie nie potrafi jednak przedrzeć się przez dobrze dysponowaną obronę gości. W tym fragmencie meczu gospodarze dużo dośrodkowywali w pole karne, jednak te podania okazywały się albo zbyt mocne, albo zbyt słabe. W 12. minucie groźnie było pod bramką WKS-u. Gospodarze sami sobie sprokurowali to zagrożenie. Futbolówkę źle wybijał Banaszyński, ta trafiła pod nogi Krzyckiego, który uderzył jednak zbyt lekko i golkiper Śląska złapał piłkę. W 15. minucie niecelnie z dystansu uderzał Vladimir Cap. Pięć minut później groźnie skontrowali gliwiczanie. Daniel Koczon popędził prawą stroną boiska, podał w pole karne, ale tam nie było nikogo, kto mógłby zamknąć akcję.

Dobrych sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Pomału irytować zaczęli się kibice, gdyż gra zaczęła przypominać typową podwórkową kopaninę. W 27. minucie Śląsk po raz pierwszy w tym meczu stworzył naprawdę ładną akcję po której mogła paść bramka. Przemysław Łudziński podał do wchodzącego w pole karne Janusza Gancarczyka, ten strzelił, ale bramkarz odbił piłkę przed siebie. Dobijał jeszcze Ulatowski, ale skończyło się tylko na rzucie rożnym. Ta sytuacja podziałała mobilizująco na wrocławian, którzy w ciągu kilku najbliższych minut przypuścili istny szturm na bramkę Piasta. Najpierw strzelał Łudziński - po rykoszecie futbolówka opuściła plac gry. W 29. minucie, po stałym fragmencie gry uderzał Ulatowski, ale piłkę złapał Grzegorz Kasprzik. Sekundy później znów dał o sobie znać Łudziński, z problemami obronił golkiper gości. W 32. minucie szczęścia z rzutu wolnego szukał Mila, Kasprzik tego dnia był jednak nie do pokonania.

Tuż przed przerwą piłkę w bramce Piasta starał się jeszcze ulokować Ulatowski - bezskutecznie. Goście odpowiedzieli niecelnym strzałem Marcina Bojarskiego z 20 metrów, po którym sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy.

W drugiej części meczu jako pierwsi zaatakowali goście. Dośrodkowywał Marcin Radzewicz, do piłki dopadł jeszcze Bojarski, który starał się ją jeszcze odgrywać, w efekcie czego złapał ją golkiper gospodarzy. W 50. minucie piłkę w pole karne Piasta wrzucał Mila, strącił ją jeszcze Piotr Celeban, lecz nikt nie zamykał akcji. W 51. minucie Mariusz Pawelec w ostatniej chwili wyratował WKS. W defensywie gospodarzy doszło do małego nieporozumienia, do strzału już szykował się Bojarski, lecz futbolówkę w ostatniej możliwej chwili zdjął mu właśnie Pawelec. Bardzo intensywne opady deszczu utrudniały grę obu zespołom. Mnożyła się niedokładność zarówno w wykonaniu Śląska, jak i Piasta. W 60. minucie mocno i niecelnie z dystansu strzelał Cap. Nie zapowiadało się na to, co za chwilę miało się wydarzyć…

W 62. minucie bokiem boiska przedarł się Marcin Radzewicz, podał w pole karne. Tam doszło do małego zamieszania, a najsprytniejszym zawodnikiem okazał się Daniel Koczon, który z bliskiej odległości skierował piłkę do bramki Jacka Banaszyńskiego. Gliwiczanie objęli sensacyjne zwycięstwo. Po stracie bramki goście wcale nie cofnęli się do obrony. Starali się oni atakować i byli bliżsi zdobycia kolejnej bramki niż Śląsk, który powinien dążyć do wyrównania. - Graliśmy dziś swoje, straciliśmy bramkę, staraliśmy się za wszelką cenę wyrównać, ale się nie udało - powiedział po meczu Krzysztof Ulatowski. W 68. minucie znów dał o sobie znać Koczon. Tym razem piłka po jego strzale przeleciała tuż obok słupka.

Gra Śląska przypominała przysłowiowe bicie głową w mur. Po gospodarzach nie było widać aż takiej determinacji jak we wcześniejszych meczach, ponadto bardzo dobrze dysponowani byli gracze Piasta Gliwice. W 75. minucie przed szansą znów stanęli gliwiczanie. Wzdłuż bramki podawał świeżo wprowadzony Krzysztof Kukulski, jednak żaden z zawodników Piasta nie potrafił skierować futbolówki do pustej bramki. Mimo, że to Śląsk powinien dążyć do wyrównania to Piast stwarzał niesamowicie groźne sytuacje. W 81. minucie Mariusz Muszalik trafił w słupek, chwilę później po strzale Rafała Andraszka z bliskiej odległości fenomenalnie interweniował Banaszyński. W 84. minucie szkoleniowiec zespołu ze stolicy Dolnego Śląska desygnował do gry Vuka Sotirovica. W tym momencie gospodarze grali już trzema nominalnymi napastnikami. Na nic to się jednak zdało. Po ostatnim gwizdku sędziego cieszyli się tylko gracze z Gliwic.

W spotkaniu rozgrywanym w trudnych warunkach atmosferycznych zwycięstwo odniósł dość niespodzianie Piast Gliwice. Przed meczem nikt w stolicy Dolnego Śląska nawet nie myślał, że ten pojedynek może zakończyć się takim rezultatem. Należy jednak zaznaczyć, że gliwiczanie zasłużyli na trzy punkty. O ile w pierwszej połowie gra była wyrównana, to w drugiej lepiej prezentowali się goście. Zwłaszcza po strzeleniu bramki to Piast był bliższy kolejnego trafienia. 8 listopada padła twierdza Wrocław. - Myślę, że jeszcze nie padła. Nie jest tak prosto ją zdobyć. W sobotę ktoś wyciągnął tylko jedną cegiełkę, ale w następnym meczu my to zamurujemy - powiedział jednak po meczu Sebastian Mila.

Śląsk Wrocław - Piast Gliwice 0:1 (0:0)

0:1 - Koczon 62'

Składy:

Śląsk Wrocław: Banaszyński - Wołczek, Celeban, Pawelec, Cap, M. Gancarczyk (69' Ostrowski), Sztylkal, Mila (66' Szewczuk), J. Gancarczyk, Ulatowski (84' Sotirović), Łudziński.

Piast Gliwice: Kasprzik - Michniewicz, Krzycki, Banaś, Gamla, Kaszowski, Muszalik, Bojarski (73' Kukulski), Radzewicz, Koczon (92' Iwan), Folc (58' Andraszak).

Żółte kartki: Ulatowski, Cap (Śląsk).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 6000.

Najlepszy piłkarz Śląska Wrocław: Krzysztof Ulatowski.

Najlepszy piłkarz Piasta Gliwice: Daniel Koczon.

Piłkarz meczu: Daniel Koczon.

Źródło artykułu: