- Są wreszcie powody do radości. Dotąd bardzo brakowało nam punktów. To spotkanie tak naprawdę mogło się skończyć już po 45 minutach, ale często bywa, że pewne sprawy nie układają się tak, jakby się chciało. W drugiej części może nie tyle mieliśmy problemy, co Lech - wcale nie stwarzając tak wielu sytuacji - potrafił wykorzystać stałe fragmenty i doprowadzić do wyrównania. W tym momencie zrobiło się nerwowo, ale ostatecznie to nam dopisało szczęście - przyznał Arkadiusz Głowacki.
Jakie myśli pojawiły się w głowach krakowian po bramce na 2:2? Chcieli zaatakować, czy jednak woleli bronić chociaż jednego punktu? - W takich chwilach nie prowadzi się jakichś rozmyślań. Trzeba raczej skoncentrować się na swoich zadaniach. Nie może zabraknąć motywacji, bo to poskutkowałoby kolejnymi błędami. Mimo niekorzystnego rozwoju wypadków, próbowaliśmy dalej robić swoje i zostaliśmy wynagrodzeni - dodał doświadczony defensor.
[ad=rectangle]
Jakie nastroje panowały w ekipie Franciszka Smudy w przerwie? Zadowolenie z prowadzenia 2:0, czy może rozgoryczenie, bo wynik powinien być wyższy? - Ani jedno, ani drugie. Motywowaliśmy się do dalszej gry, gdyż mecz dopiero się zaczynał. Doskonale wiedzieliśmy, że jeden błąd może zdecydować o wszystkim. Nie zdołaliśmy tego uniknąć, mimo to schodziliśmy z boiska zwycięscy - stwierdził.
Triumf w Poznaniu to spory sukces dla Wisły. Czy okaże się on pozytywnym impulsem i pomoże w kolejnych pojedynkach? Sam Głowacki podkreślał niedawno, że krakowianie nie są potentatem. Starcie z Lechem pokazało jednak, że w tej drużynie wciąż drzemie spory potencjał. - W Poznaniu nie grało się źle. Kolejorz lubi prowadzić grę, a nam w takich okolicznościach łatwiej było pokazać swoje możliwości. Mecz był ciekawy, otwarty, a kilka naszych akcji faktycznie mogło się podobać. To powinno nam dać pozytywnego kopa. Mam nadzieję, że tendencja się utrzyma i w następnych spotkaniach będziemy prezentować się równie dobrze - oznajmił.