Zielono-czarni do przerwy spokojnie kontrolowali przebieg gry. Stal prowadziła 2:0 i nic nie zapowiadało takich nerwów w ostatnich 30. minutach sobotnich zawodów. - Do przerwy nic się nie zapowiadało, ze będzie ciężko. Prowadzaliśmy grę, kontrolowaliśmy przebieg meczu. Była tylko jedna drużyna. Po zmianie stron nie wiem co się stało, do tego straciliśmy gola. Cofnęliśmy się, graliśmy nerwowo, źle wybijali piłki. Nadwiślan złapał wiatr w żagle i było nieciekawie - powiedział kapitan Stalówki Tomasz Wietecha.
Stalowcy dominowali, ale widocznie prowadzenie zbyt mocno uspokoiło graczy z Podkarpacia, którzy chyba zbyt szybko poczuli się zwycięzcami. - Pierwsza połowa to zdecydowana dominacja mojego zespołu, prowadziliśmy 2:0. W przerwie uczulałem zespół, że mecz trwa 90 minut i jeszcze nie wygraliśmy. Powiedziałem chłopakom, że trzeba zagrać podobnie po zmianie stron, żeby osiągnąć sukces. Niestety coś się stało nie tak, że w drugiej połowie zagrali całkowicie inaczej. Podobnie było w potyczce z Rozwojem Katowice. Nie wiem czy to jest samozadowolenie, że prowadzimy. Ciężko mi powiedzieć czym to jest spowodowane. Tak grać nie można. Przy większym szczęściu Nadwiślana czy lepszej skuteczności mogliśmy tych zawodów nie wygrać. Mecz mieliśmy właściwie ułożony, pod kontrolą. W tej lidze jeśli poda się tlen rywalowi, jak ja to mówię, to potrafi on z tego skorzystać. Mam nadzieję, że taka sytuacja przydarzyła się po raz ostatni - powiedział trener ekipy z hutniczego miasta Jaromir Wieprzęć.
[ad=rectangle]
Stalówka w defensywie popełniała bardzo dużo prostych i niewymuszonych błędów. Po jednym z nich straciła gola, a niewiele zabrakło, żeby padły kolejne. - Takich bramek nie powinniśmy tracić. Zabrakło asekuracji. Wybiliśmy piłkę przed pole karne i przeciwnikowi wyszedł niezły strzał na naszą bramkę i Nadwiślan zdobył gola. Tomek nie miał szans. W końcówce jednak pomógł nam trochę i wybronił kilka piłek. Nie wiem z czego to się bierze. Musimy się nad tym zastanowić dlaczego na drugą połowę wyszliśmy tak słabo. W pierwszej wyglądało to fajnie, rywale nie mieli właściwie akcji - stwierdził obrońca Stali Michał Bogacz.
Stal mogła spokojnie dotrwać do końcowego gwizdka arbitra, gdyby tylko poszła za ciosem i zdobyła kolejne bramki. Stalowcy spoczęli jednak na laurach i oddali pole rywalom. - Są mądrzejsi ode mnie, którzy muszą to przeanalizować - zakończył Bogacz.