Dariusz Pawlusiński: Raków będzie miał pociechę z mojej osoby

Piłkarze Rakowa Częstochowa w doliczonym czasie gry uratowali remis w starciu z Zagłębiem Sosnowiec. - Przy odrobinie szczęścia mogliśmy zdobyć trzy punkty – mówi Dariusz Pawlusiński.

Częstochowianie rzutem na taśmę podzielili się punktami z ekipą z Sosnowca. Podopieczni Jerzego Brzęczka wyrównali już doliczonym czasie gry za sprawą Wojciecha Reimana, który wpakował futbolówkę do pustej bramki po tym, jak odbiła się ona od słupka po strzale Daniela da Silvy. Goście objęli prowadzenie w 38. minucie, gdy na listę strzelców wpisał się Jakub Arak. - Biorąc pod uwagę w jakich okolicznościach strzeliliśmy bramkę i w której minucie, to na pewno możemy czuć się zadowoleni. Przed meczem interesowała nas tylko i wyłącznie cała pula. Wydaje mi się, że jak na drugą ligę, to spotkały się dwie drużyny, które naprawdę potrafią grać w piłkę - kręci głową z uznaniem najbardziej doświadczony gracz w szeregach częstochowskiej ekipy, Dariusz Pawlusiński. - Na początku były tak zwane "szachy", ale gdy straciliśmy bramkę, to nie mieliśmy już nic do stracenia i goniliśmy wynik. Dobrze, że w tej drużynie jest taki człowiek, jak Wojtek Reiman, bo on w ciężkich chwilach wziął na siebie odpowiedzialność i stanął tam gdzie powinien. Myślę, że z przebiegu meczu ten wynik jest sprawiedliwy.

[ad=rectangle]

Po trafieniu Reimana częstochowianie mogli się jeszcze pokusić nawet o trzy punkty. Swoje szansę mieli jeszcze Patryk Serafin i Artur Pląskowski, ale ich uderzenia minęły bramkę strzeżoną przez Mateusza Matrackiego. - Chcieliśmy wygrać to spotkanie i uważam, że przy odrobinie szczęścia mogliśmy zdobyć trzy punkty, ale nie wybrzydzam. Cieszę się z tego punktu. Teraz przed nami mecz w Kołobrzegu i na pewno postaramy się odrobić stratę punktów z tego meczu - dodaje były gracz Termalici Bruk-Bet Nieciecza i Cracovii Kraków.

Na przykładzie Rakowa doskonale widać, że suma szczęścia zawsze wychodzi na zero. W środę w 90. minucie częstochowianie stracili bramkę w Kluczborku i przegrali z MKS-em 0:1, ale w meczu z Zagłębiem w podobnych okolicznościach zdołali wyrównać. - Tak, jak w Kluczborku szczęście w 90. minucie nas opuściło, tak mam nadzieję, że ten mecz jest dobrym prognostykiem. Liczę, że szczęście do nas wróci i będziemy drużyną, która będzie kroczyła z powodzeniem do tego celu, jaki sobie założyliśmy - dodaje Pawlusiński.

Dariusz Pawlusiński (z lewej) z miejsca stał się liderem częstochowskiego Rakowa
Dariusz Pawlusiński (z lewej) z miejsca stał się liderem częstochowskiego Rakowa

Raków po sześciu kolejkach ma w swym dorobku dziesięć oczek i plasuje się na czwartym miejscu w tabeli drugiej ligi. 36-letni pomocnik czerwono-niebieskich odczuwa lekki niedosyt. - Mogło być lepiej, ale jestem człowiekiem, który szanuje to, co ma. Jeżeli za parę spotkań zapyta się mnie pan i będziemy mieli o dziesięć punktów więcej, to na pewno powiem, że jestem zadowolony - dodaje z uśmiechem na twarzy.

Pawlusiński doskonale odnalazł się w drugoligowych realiach. Obok Wojciecha Reimana jest wyróżniającą się postacią w barwach częstochowskiej ekipy. Pawlusiński przyznaje, że do pełni szczęścia brakuje mu jedynie trafienia w meczu na własnym stadionie. - Nie ukrywam, że zależy mi na przychylności kibiców. Chcę swoimi umiejętnościami i doświadczeniem pomóc tej drużynie i jeszcze chwilę potrwa, zanim się odblokuje. Na pewno Raków będzie miał pociechę z mojej osoby - puentuje Dariusz Pawlusiński.

Komentarze (0)