- Mieliśmy w tym sezonie multum sytuacji, których nie wykorzystaliśmy. W meczu z Piastem była powtórka z rozrywki. Znowu mogliśmy wyjść na prowadzenie, a potem odrobić straty, ale nie umieliśmy trafić do siatki. Za to przeciwnikowi wystarczy pół sytuacji, a strzela bramki. To przez to nasza sytuacja w tabeli jest jaka jest - przekonuje Sebastian Ziajka, obrońca Zawiszy.
[ad=rectangle]
Bydgoska ekipa plasuje się w strefie spadkowej T-Mobile Ekstraklasy, z dorobkiem zaledwie trzech zdobytych punktów w siedmiu występach. - Nasza gra nie była tak zła jak wyniki i bilans punktowy, którym się legitymujemy. Nikt z nas nie wie z czego wynika nasza niemoc. To chyba jakieś fatum, któremu nie umiemy podołać. Nie wiem jak to nazwać... - przyznaje defensor niebiesko-czarnych.
- Na boisku w ofensywie nie wychodzi nam po prostu nic. Strzelamy w słupki, poprzeczki, a jak już strzał jest celny, to zazwyczaj piłkę wybijają z linii obrońcy. Gdybyśmy strzelili choć połowę sytuacji, które sobie stwarzaliśmy, to bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Niestety tak się nie stało i to bardzo boli - kręci głową z niedowierzaniem zawodnik Zetki.
Regres formy bydgoszczan, w porównaniu z poprzednim sezonem, w którym beniaminek sięgnął m.in. po Puchar Polski jest dziś ogromny. - Czynników jest wiele. Nie jest tak, że odszedł trener i my nagle zaczniemy grać w piłkę jak z nut, bo graliśmy przeciwko niemu. Problem jest złożony i ciężko powiedzieć dlaczego jest jak jest. Na pewno brakuje nam szczęścia, które w poprzednim sezonie nam dopisywało. To się szczególnie rzuca w oczy - analizuje 31-latek.
- Punkty były w zasięgu w każdym meczu, ale z różnych względów nam się nie udało. Gdyby udało się w którymś ze spotkań odwrócić wynik, to może też ta zła karta by się odwróciła. Na pewno możemy wyjść z kryzysu i zacząć seryjnie zdobywać punkty. Musimy jednak mieć więcej szczęścia i pod bramką zachowywać więcej zimnej krwi - wskazuje gracz ekipy z Bydgoszczy.