Była już dokładnie 94. minuta, kiedy goście z Wielkopolski wypuścili z rąk zwycięstwo w Kielcach. Korona w niezwykle szczęśliwych okolicznościach wykorzystała zamieszanie pod bramką i sięgnęła po punkt. - Nie ma to znaczenia czy to obroniłem czy nie. Nie możemy tak frajersko stracić bramki w ostatniej sekundzie meczu, bo to przecież nie była nawet minuta, tylko ostatnia akcja - komentował niezadowolony Maciej Gostomski.
[ad=rectangle]
Golkiper "Kolejorza" nie ukrywał, że liczył na pewną wygraną swojego zespołu. - Przyjechaliśmy po 3 punkty i nie braliśmy pod uwagę żadnego innego wyniku. Nie wierzyłem w to, że Korona strzeli nam aż dwie bramki - przyznał. Gostomski wierzy, że wszelkie straty w tabeli da się jeszcze odrobić. - Musimy przeanalizować naszą grę, nie można chować głowy w piasek, bo to nie ma sensu. W tabeli jest dość ciasno, więc cały czas mamy szanse.
To już drugi raz w tym sezonie, kiedy lechici nie dowieźli rezultatu dającego komplet punktów do końcowego gwizdka. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce w Warszawie, kiedy wicemistrzowie Polski prowadzili z Legią już 2:0, by ostatecznie tylko zremisować. - Mam nadzieję, że limit pecha się wyczerpał, bo jest to frustrujące kiedy tak traci się punkty - stwierdził. 26-latek żałował, że jego koledzy nie strzelili więcej bramek przed przerwą. - Wydaje mi się, że powinniśmy wygrać ten mecz w pierwszej połowie, mieć 2-3 bramki przewagi i móc kontrolować spotkanie. W drugiej połowie Korona podostrzyła, nam grało się trochę gorzej i straciliśmy bramkę oraz dwa punkty.