W starciu z Jagiellonią Białystok snajper niebiesko-czerwonych musiał wystąpić w specjalnej masce. W poprzedniej kolejce złamał on bowiem nos. - Ludzie mają większe problemy od tego czy gra się w masce czy nie. W każdym razie ja w niej wystąpiłem i robiłem co mogłem. Niestety nie strzeliłem bramki i bardzo tego żałuję, bo miałem kilka sytuacji. Na pewno to boli, ale nie stało się to przez maskę - podkreślił Kamil Wilczek, napastnik Piasta Gliwice. - Ona jest dobrze dopasowana, ale jak skóra jest śliska, to czasem zjeżdża. Generalnie nie mam z nią problemów - dodał.
[ad=rectangle]
W przeciągu całego meczu gospodarze doszli do niemałej ilości okazji, ale zawiodła ich skuteczność. - Chcieliśmy najpierw wyrównać, a następnie zdobyć zwycięską bramkę. Nie udało nam się to, ale uważam, że z całą pewnością na porażkę nie zasłużyliśmy. Takie mecze jednak się zdarzają i do następnego spotkania musimy się podnieść i w następnej kolejce zgarnąć trzy punkty - skomentował były gracz KGHM Zagłębia Lubin.
To właśnie 26-latek miał najwięcej szans na wpisanie się na listę strzelców. Na drodze stawał mu jednak zazwyczaj Bartłomiej Drągowski. - Jest to młody chłopak, który spore umiejętności podpiera szczęściem. Życzę mu oby nadal się tak rozwijał - stwierdził najskuteczniejszy zawodnik Piastunek.
Po wygranej z Legią Warszawa Wilczek był w szampańskim nastroju - wszak zaaplikował trzy bramki mistrzowi Polski. Po porażce z Jagą był jednak bliski płaczu. - W piłce raz się wygrywa, a raz się przegrywa. Po zwycięstwach prościej jest podejść do dziennikarzy, ale i po porażkach trzeba porozmawiać, mimo że jest się w o wiele gorszym humorze - podsumował napastnik.
[event_poll=28302]