Tomasz Dzionek: Sukces czy porażka?

Lech Poznań przegrał na Łużnikach w Moskwie z faworyzowanym CSKA, co wielu obserwatorów uznało za znaczące osiągnięcie. Dzięki wciąż fatalnej kondycji polskiej piłki nożnej i marnym wynikom polskich zespołów w europejskich pucharach, zadowalamy się już nawet przegranym meczem.

W tym artykule dowiesz się o:

Mecz jak marzenie

Jedynym nadal grającym polskim zespołem w tegorocznych rozgrywkach pucharu UEFA jest Lech Poznań. Po bajecznym wręcz meczu przy ul. Bułgarskiej z francuskim Nancy (2:2), poznańskiej lokomotywie przyszło grać ze świeżo upieczonym wicemistrzem Rosji - CSKA Moskwa. Mimo, iż faworytem byli Rosjanie, to lechici nawiązali równą walkę i po świetnym meczu przegrali nieznacznie 2:1. Biorąc pod uwagę klasę zespołu moskiewskiego możnaby rzec, że wynik meczu jest znakomity. Sukces Lecha jest tym większy, że w poprzednich kolejkach CSKA odprawiło z kwitkiem takie zespoły jak Deportivo La Coruna (3:0) i Feyenoordem Rotterdam (3:1). W czwartkowym meczu, dzięki bardzo składnej grze w obronie lechici do 30 minuty przegrywali jedynie 1:0, by kończyć pierwszą połowę tylko z dwubramkową stratą. Po kontaktowym golu Semira Stilica w szeregach moskwiczan zaczęła szerzyć się panika. Lech miał wiele szans na wyrównanie, lecz zabrakło jedynie odrobiny szczęścia.

A w rzeczywistości...

Smutna prawda

Wobec wciąż kiepskich wyników polskich zespołów w europejskich pucharach, zaczęliśmy nawet przegrane mecze uznawać za sukces. Lech w czwartek nie zachwycił. Niedokładne podania i chaos w obronie skrzętnie wykorzystywali gracze CSKA. W konsekwencji Vagner Love uprzedził Manuela Arboledę asystując przy golu Ałana Dżagojewa, a następnie tuż przed przerwą drugą bramkę strzelił Jurij Żyrkow, wyprzedzając wcześniej Zlatko Tanevskiego. Lech po remisie z Nancy musiał szukać punktów w Moskwie. CSKA zaś zmęczone dopiero co zakończonym sezonem ligowym i pewne awansu do następnej rundy (6 punktów przed meczem z Lechem) nie rozpoczęło tego meczu z wielkim animuszem. W czwartek znów miała się pokazać poznańska lokomotywa, lecz na boisko wyjechała zaledwie drezyna... Twierdzenie, że Lech uległ nieznacznie faworyzowanemu klubowi z Moskwy tym bardziej frustruje, bo ów faworyt wcale nie zachwycił. Trudno podzielać hurraoptymizm w sytuacji, gdy zespół po dwóch meczach ma na koncie zaledwie 1 punkt. Niektórzy w postawie lechitów szukają wręcz heroizmu, a ja się pytam na cóż heroizm, jak mecz przegrany?

Jak Dawid z Goliatem

Po przegranych meczach Wisły Kraków z będącym wówczas w kryzysie Tottenhamem Hotspur i Legii Warszawa z przeciętnym FK Moskwa na europejskim placu boju pozostał jedynie Lech. Przez eliminacje Kolejorz przeszedł jak burza wygrywając z Grasshoppers Zurych i Austrią Wiedeń. Jako jeden z najniżej notowanych zespołów spośród wszystkich, które awansowały do fazy grupowej, Lech był przez wielu skazywany na pożarcie. Gdyby jednak sport był taki przewidywalny, to nie było by w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów zespołów z Białorusi, Cypru, Rumunii i Danii, które nie tylko pozostawiają po sobie dobre wrażenie, ale potrafią nawet czasem wygrać. Lech nie mając nic do stracenia powinien więc na Łużnikach gryźć tą sztuczną trawę, żeby wracać do kraju z tarczą, a nie dać się zepchnąć na swoją połowę i bojaźliwie raz po raz próbować kontrataków.

Paranoja

Lech Poznań gra obecnie piłkę solidną, techniczną i jednocześnie ładną dla oka. W meczu na Łużnikach CSKA bardziej przestraszył lechitów swoimi osiągnięciami i budżetem, niż umiejętnościami zawodników. Mimo iż mecz był nieciekawy i chaotyczny, to wielu obserwatorów było zachwyconych. Pewnie dlatego, że Lech zdążył nas przyzwyczaić do dobrej gry, ale tym razem było inaczej. Szukanie heroizmu w postawie zawodników Lecha jest semantycznym nadużyciem powodującym, że porażkę zespołu z faworytem uznaje się za sukces. Nie usprawiedliwia tego fakt, iż od kilku lat polskie zespoły nie mogą się pochwalić znaczącymi rezultatami. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia, gdy w przegranym dwumeczu Wisła Kraków wygrała z wielką FC Barceloną.

W obecnej sytuacji nie pozostaje więc nic innego jak czekać na zwycięstwo Lecha z Deportivo. Najbardziej wyrozumiałym optymistom proponuje zaś skontaktowanie się z lekarzem lub farmaceutą.

Komentarze (0)