Damian Warchoł: Przy komplecie widzów gra się znacznie lepiej

Damian Warchoł to ostatni w historii piłkarz, który zdobył bramkę przy dotychczasowym obiekcie przy Piłsudskiego w Łodzi. Widzew zremisował 1:1 z GKS Katowice przy komplecie widzów.

Dla napastnika Widzewa był to pierwszy gol zdobyty przed własną publicznością. Tydzień temu Warchoł zdobył premierowe trafienie w rozgrywkach pierwszej ligi w wyjazdowym meczu z Chrobrym Głogów. - Bardzo się cieszę z tej bramki. Powiem szczerze, że nie mogłem się doczekać tego gola, bo za dużo tych meczów nie rozegrałem i myślałem, że nie zdążę tu strzelić na Piłsudskiego. Na szczęście w ostatnim momencie się udało - powiedział po spotkaniu łódzki piłkarz, którego trafienie dało Widzewowi jedynie remis. Należy jednak pamiętać o przełamaniu fatalnej serii ośmiu porażek z rzędu czerwono-biało-czerwonych.

[ad=rectangle]

- Remis nie zadowala. Pierwsza połowa była lepsza od drugiej, bo dopóki nie straciliśmy gola, to akcje szły obiema stronami. Ta bramka trochę nas przytłamsiła. Wyrównanie pobudziło chłopaków. Druga połowa bardziej wyrównana, a ten faul w polu karnym na Kozłowskim mógł przeważyć o wyniku, bo już po meczu słyszałem, że na powtórkach było widać, że należał się nam karny. Myślę, że pięknie by się to zakończyło, gdybyśmy dziś wygrali - skomentował Warchoł.

Pomimo braku zwycięstwa przed własną publicznością w całej rundzie jesiennej obecnego sezonu, w grze Widzewa widać było wyraźną poprawę w stosunku do ostatnich przegranych wysoko meczów z KGHM Zagłębiem Lubin oraz Olimpią Grudziądz (dwukrotnie 0:3). Ważnym czynnikiem, który popchnął gospodarzy do śmielszych ataków na bramkę rywala, był komplet widzów na stadionie przy Piłsudskiego. Sobotni mecz obejrzało 7000 osób. - Kolejny raz mówię, że gdyby większość meczów odbywała się przy takiej ilości kibiców, to byłoby lepiej. Pamiętam, że jak grałem z Tychami, Olsztynem, to było tu około 4-5 tysięcy osób, dzięki czemu się fajnie grało. Potem z meczu na meczu było coraz gorzej. Dzisiejszy komplet poprawił znowu naszą grę. Gdyby tak było zawsze, to mielibyśmy więcej punktów. Przeciwnik się przestraszył, bo taka wrzawa wpływa na psychikę zawodników - stwierdził piłkarz Widzewa, na którego wysoka frekwencja wpłynęła bardzo pozytywnie.

- Ten mecz podbudował mnie psychicznie, aby w kolejnym meczu dać z siebie jeszcze więcej. Po tym Głogowie każdy chciał przerwy, aby odpocząć psychicznie, wrócić po długim weekendzie i wziąć do pracy. Oby klub poczynił starania w kierunku wzmocnień. Wprawdzie uważam, że ta kadra jest młoda i utalentowana, ale jakby było u nas jeszcze dwóch, trzech graczy doświadczonych, to każdemu z nas grałoby się lepiej - opisał Warchoł, który rozwiał także wątpliwości odnośnie swojej przyszłości w łódzkim w klubie na najbliższe pół roku. - Na pewno zostaję do czerwca, a później zobaczymy - powiedział.

- Przed sezonem mieliśmy zapewnienia, że kto ma kontrakt, to go wypełni. Wywnioskowaliśmy więc, że cokolwiek by się nie działo, to klub nie puści zawodników. Chociaż myślę, że jakby była dobra kwota, to klubowi pieniądze by się przydały. Ale nie wiem, czy po takiej rundzie ktoś byłby zainteresowany którymkolwiek z nas - zakończył zdobywca ostatniej bramki na dotychczasowym stadionie przy Piłsudskiego 138 w Łodzi w historii.

Komentarze (0)