Artur Wiśniewski: Nie docenia się dziś Janasa

Gdy wybrano 5 lat temu Pawła Janasa na trenera polskiej kadry, wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Gdy awansował z nią do turnieju - ze wzruszenia. Gdy żegnał się z kadrą, ludzie mieli go dosyć. W klubach, w których pracował, zawsze darzono go sympatią, ale "Janosikowi" nigdzie nie udało się na dłużej zagrzać miejsca. Wszędzie jednak pozostawiał po sobie wyraźny ślad profesjonalizmu, godny do naśladowania.

Krzysztof Klicki, właściciel Kolportera Korony, wielokrotnie podkreślał, że ceni sobie byłego szkoleniowca reprezentacji, i faktycznie darzył go znacznie większą sympatią, niż kibice czy media. Postanowił zatrudnić go w roli dyrektora sportowego. Na forach internetowych sympatycy kieleckiego klubu dość wylewnie okazywali swoje wzburzenie, że za transfery odpowiadać będzie człowiek lubiący z drużyny piłkarskiej zrobić zespół emerytów. Janasa przekreślono jeszcze zanim dobrze rozpoczął swoją pracę, choć z perspektywy czasu zrobił dla Korony bardzo wiele.

Nieco tetryczny, stale pochmurny i niezbyt komunikatywny - tak postrzegany był w środowisku piłkarskim i pewnie wciąż będzie Paweł Janas, choć jest to nieco wypaczony wizerunek, mający z rzeczywistością tyle wspólnego, co PZPN z uczciwością. Na taki obraz Janas sam sobie zapracował. Niemerytorycznie bronił się przed krytyką, która spłynęła na niego podczas MŚ w Niemczech. Szkoleniowiec nie poradził sobie z presją, unikał dziennikarzy jak ognia, lekceważąc konferencje prasowe. Chaotyczny sposób mówienia, niski, zachrypnięty głos oraz wiecznie kołyszący w ustach papieros - stylu Janasowi nie pozazdrościłby pewnie nikt, ale to wciąż nie jest istota tego, co reprezentował (reprezentuje) sobą trener dziś GKS-u Bełchatów.

A Janas zaskoczył w Kielcach dosłownie wszystkich, a zwłaszcza samych pracowników klubu, którzy nie spodziewali się, że współpraca będzie wyglądać tak przejrzyście. Nowy dyrektor sportowy odpowiadał w Koronie za szereg spraw, począwszy od organizacyjnych, związanych z formowaniem grup młodzieżowych, a skończywszy na sprowadzaniu nowych zawodników do zespołu. Podniósł pensje piłkarzom, którzy za czasów dyrektora Piotra Bulikowskiego zarabiali tyle, co ekspedientki w Supersamie, sprowadził do pionu graczy, którzy zamiast biegać po boisku woleli imprezować, postawił też jasne cele przed zespołem i zdecydowanie poprawił atmosferę. Zawodnicy ufali Janasowi jak mało komu, podobnie było zresztą we Wronkach, gdzie pracując w Amice również dał się poznać jako profesjonalista w stu procentach. Zawsze znajdował dla każdego czas, był rozmowny i szczery. Sami zawodnicy nie mogli uwierzyć, że to ten sam Janas, którego często widywali tylko w telewizji.

Gdy ważyły się losy zdegradowanej ostatecznie do I ligi Korony, działacz-szkoleniowiec nie musiał długo czekać na oferty. Pod koniec maja bieżącego roku podpisał kontrakt z GKS-em Bełchatów i znów powrócił na ławkę trenerską. Jego zespół po 16 spotkaniach z dorobkiem 31 punktów zajmuje w tabeli wysokie czwarte miejsce, aktualnie wyprzedzając nawet krakowską Wisłę.

Problemem Janasa jest dziś słaba odporność psychiczna na krytykę oraz fakt, że nie umie właściwie ukształtować swojego wizerunku. Choć ma zadatki na to, by być tak poważanym szkoleniowcem, jak Henryk Kasperczyk czy Franciszek Smuda, to wciąż nie może zyskać należytego szacunku w piłkarskim światku. Tym sposobem zamiast głównym aktorem w futbolu, staje się główną postacią programu "Szymon Majewski show", w którym - w nieco krzywym zwierciadle - naśladuje się go uwypuklając jego wady, których bez wątpienia ma mniej niż zalet.

Komentarze (0)