Gra ma być widowiskowa i podparta wynikami - rozmowa z Dariuszem Wójtowiczem, trenerem Sandecji Nowy Sącz

Po ponad 4 latach historia zatoczyła koło. 49-letni szkoleniowiec znów związał się z sądeckim I-ligowcem. Czy uda się nawiązać do sukcesu sprzed lat, kiedy Sandecja omal nie weszła do Ekstraklasy?

Krzysztof Niedzielan: Kiedy Sandecja Nowy Sącz była beniaminkiem I ligi, spisywała się rewelacyjnie. Zakończyła sezon na trzecim miejscu ze stratą ledwie dwóch punktów do miejsca premiowanego awansem do Ekstraklasy. Wtedy pracował pan w klubie, a teraz po ponad 4 latach mamy powrót.

Dariusz Wójtowicz: To są już inne czasy. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że oczekiwania są duże w stosunku do mojej osoby, ale najważniejsza jest rzeczywistość. To właśnie z tego, co będziemy prezentować, rozliczą nas kibice. Nikt tu nie będzie dostawał oklasków za wcześniejsze dokonania.

Kiedy w grudniu 2010 roku żegnał się pan z drużyną, zajmowała ona czwarte miejsce w I lidze. Czuje pan, że misja Sandecja była niedokończona?

- W jakimś sensie na pewno tak, ale nie ma co do tego wracać. Tak się wtedy ułożyło. Najważniejsze, że podaliśmy sobie ręce i nie zatrzasnęliśmy za sobą drzwi. Dlatego, gdy niespodziewanie dostałem propozycję współpracy, zdecydowałem się ją przyjąć. To jest miejsce, w którym dobrze się czułem, w którym bardzo dobrze się pracowało i do tego ludzie dobrze nam życzyli. Mam nadzieję, że dalej tak będzie. Czasy są inne, ale postaramy się grać w piłkę na miarę możliwości, ale atrakcyjną dla kibiców.
[ad=rectangle]
Sądeczanie do dziś, nawet trochę z nostalgią wspominają Sandecję z sezonu 2009/2010. Drużyna grała ładną, ofensywną piłkę i szły za tym także wyniki.

- Ja bym sobie życzył, żeby powrócić do tego stylu, żeby nasza gra cieszyła kibiców i rezultaty były przyzwoite, czy dobre. Będziemy starać się iść w tym kierunku - po to tu przyszedłem. Wszystko oczywiście zweryfikuje życie, liga. Chciałbym przywrócić wiarę kibicom w dobrą grę Sandecji. Ona do tej pory nie była najgorsza, ale być może mniej widowiskowa i być może dlatego trochę kibiców odwróciło się od nas. Oby nasze mecze znów ich przyciągnęli na stadion - to ma być dla nich rozrywka. Klimat do gry w piłkę jest tu bardzo dobry.

Po odejściu z nowosądeckiego klubu pracował pan 3,5 roku w Puszczy Niepołomice. Udało się osiągnąć historyczny awans do I ligi, by ponownie spaść na trzeci szczebel. Od października 2014 roku był pan bez pracy, ale końcem lutego zadzwonił prezes Sandecji Andrzej Danek i sprawy potoczyły się bardzo szybko.

- Taka jest praca trenera. Jak na polskie warunki byłem dość długo w Niepołomicach i zapowiadało się na jeszcze dłuższą współpracę. Natomiast przyszedł moment, gdy trzeba było podjąć trudną decyzję. Przez 4 miesiące byłem bez pracy i trochę ciągnęło mnie do piłki. Dlatego zdecydowałem się na powrót do Nowego Sącza. Bardzo cieszę się, że po raz drugi dostałem szansę i zaufano mi. Będę starał się wykonywać swoją pracę w jak najlepszy i jak najbardziej profesjonalny sposób.

Długo się pan zastanawiał czy przyjąć ofertę?

- Właściwie od razu powiedziałem prezesowi, że jeżeli sprawy z trenerem Piotrem Stachem zostaną uregulowane i faktycznie dojdzie do rozstania, to jestem skłonny przyjąć tę propozycję i podjąć się pracy.

Dariusz Wójtowicz ze swoim asystentem Marcinem Jałochą (po lewej)
Dariusz Wójtowicz ze swoim asystentem Marcinem Jałochą (po lewej)

Przejęcie zespołu na 1,5 tygodnia przed rozpoczęciem rundy to dla pana nowa sytuacja?

- Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Muszę mieć zaufanie i wierzę w to, że praca pod wodzą poprzedniego szkoleniowca w okresie przygotowawczym była dobrze wykonana i będziemy prezentować dobre granie.

Po powrocie do Sandecji zastał pan zupełnie inną drużynę i mniej liczną kadrę.

- Wiedziałem jaka ona będzie, więc nie ma co płakać i szukać usprawiedliwień. Myślę, że mamy ciekawą kadrę z gronem doświadczonych I-ligowców i młodych, którzy będą na nich napierać. Myślę, że uda się mieć bardzo dobrą jedenastkę plus 4-6 zawodników, którzy w każdej chwili mogą pomóc i skutecznie rywalizować. Każdy trener chciałby mieć kadrę liczącą 22-24 równorzędnych graczy, ale nas stać na nieco skromniejszą i trzeba z nią pracować.

Już na samym starcie rundy rewanżowej jest utrudniona sytuacja z powodu kontuzji.

- Nie wszyscy są w najlepszej dyspozycji fizycznej. Kamil Hempel dopiero za 3-4 tygodnie wróci do pełni formy, a po drodze musi jeszcze wyleczyć uraz stawu skokowego. Pocieszające jest to, że po kontuzji mięśnia dwugłowego do indywidualnych treningów wrócił Dawid Szufryn, a od przyszłego tygodnia zacznie normalne treningi piłkarskie. Problemy zdrowotne miał też Sebastian Szczepański i postanowiliśmy, żeby został w Nowym Sączu.

Jak drużyna przyjęła zamieszanie związane z pierwszym, wyjazdowym meczem z Widzewem Łódź? Dopiero w piątek, czyli dzień przed pierwszym gwizdkiem dowiemy się, czy spotkanie w ogóle się odbędzie.

- My nastawiamy się na to, że wyjdziemy w sobotę na boisko - jesteśmy gotowi. Oczywiście nie jest to szczęśliwa sytuacja, ale nie powinna mieć na nas negatywnego wpływu, dekoncentrować nas.

O co powalczy Sandecja na wiosnę?
-

Na pewno będziemy walczyć w każdym meczu z całych sił o jak najlepszy wynik. Każde najbliższe spotkanie będzie istotne, bo każdy punkt będzie nas przybliżał do celu. Wyznacza go naturalnie miejsce w tabeli. Przede wszystkim musimy zapewnić sobie utrzymanie - takie też są oczekiwania zarządu. Życzyłbym sobie tego, by jak najszybciej to nastąpiło.


Komentarze (0)