Krzysztof Niedzielan: Kiedy Sandecja Nowy Sącz była beniaminkiem I ligi, spisywała się rewelacyjnie. Zakończyła sezon na trzecim miejscu ze stratą ledwie dwóch punktów do miejsca premiowanego awansem do Ekstraklasy. Wtedy pracował pan w klubie, a teraz po ponad 4 latach mamy powrót.
Dariusz Wójtowicz: To są już inne czasy. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że oczekiwania są duże w stosunku do mojej osoby, ale najważniejsza jest rzeczywistość. To właśnie z tego, co będziemy prezentować, rozliczą nas kibice. Nikt tu nie będzie dostawał oklasków za wcześniejsze dokonania.
Kiedy w grudniu 2010 roku żegnał się pan z drużyną, zajmowała ona czwarte miejsce w I lidze. Czuje pan, że misja Sandecja była niedokończona?
- W jakimś sensie na pewno tak, ale nie ma co do tego wracać. Tak się wtedy ułożyło. Najważniejsze, że podaliśmy sobie ręce i nie zatrzasnęliśmy za sobą drzwi. Dlatego, gdy niespodziewanie dostałem propozycję współpracy, zdecydowałem się ją przyjąć. To jest miejsce, w którym dobrze się czułem, w którym bardzo dobrze się pracowało i do tego ludzie dobrze nam życzyli. Mam nadzieję, że dalej tak będzie. Czasy są inne, ale postaramy się grać w piłkę na miarę możliwości, ale atrakcyjną dla kibiców.
[ad=rectangle]
Sądeczanie do dziś, nawet trochę z nostalgią wspominają Sandecję z sezonu 2009/2010. Drużyna grała ładną, ofensywną piłkę i szły za tym także wyniki.
- Ja bym sobie życzył, żeby powrócić do tego stylu, żeby nasza gra cieszyła kibiców i rezultaty były przyzwoite, czy dobre. Będziemy starać się iść w tym kierunku - po to tu przyszedłem. Wszystko oczywiście zweryfikuje życie, liga. Chciałbym przywrócić wiarę kibicom w dobrą grę Sandecji. Ona do tej pory nie była najgorsza, ale być może mniej widowiskowa i być może dlatego trochę kibiców odwróciło się od nas. Oby nasze mecze znów ich przyciągnęli na stadion - to ma być dla nich rozrywka. Klimat do gry w piłkę jest tu bardzo dobry.
Po odejściu z nowosądeckiego klubu pracował pan 3,5 roku w Puszczy Niepołomice. Udało się osiągnąć historyczny awans do I ligi, by ponownie spaść na trzeci szczebel. Od października 2014 roku był pan bez pracy, ale końcem lutego zadzwonił prezes Sandecji Andrzej Danek i sprawy potoczyły się bardzo szybko.
- Taka jest praca trenera. Jak na polskie warunki byłem dość długo w Niepołomicach i zapowiadało się na jeszcze dłuższą współpracę. Natomiast przyszedł moment, gdy trzeba było podjąć trudną decyzję. Przez 4 miesiące byłem bez pracy i trochę ciągnęło mnie do piłki. Dlatego zdecydowałem się na powrót do Nowego Sącza. Bardzo cieszę się, że po raz drugi dostałem szansę i zaufano mi. Będę starał się wykonywać swoją pracę w jak najlepszy i jak najbardziej profesjonalny sposób.
Długo się pan zastanawiał czy przyjąć ofertę?
- Właściwie od razu powiedziałem prezesowi, że jeżeli sprawy z trenerem Piotrem Stachem zostaną uregulowane i faktycznie dojdzie do rozstania, to jestem skłonny przyjąć tę propozycję i podjąć się pracy.
Przejęcie zespołu na 1,5 tygodnia przed rozpoczęciem rundy to dla pana nowa sytuacja?
- Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Muszę mieć zaufanie i wierzę w to, że praca pod wodzą poprzedniego szkoleniowca w okresie przygotowawczym była dobrze wykonana i będziemy prezentować dobre granie.
Po powrocie do Sandecji zastał pan zupełnie inną drużynę i mniej liczną kadrę.
- Wiedziałem jaka ona będzie, więc nie ma co płakać i szukać usprawiedliwień. Myślę, że mamy ciekawą kadrę z gronem doświadczonych I-ligowców i młodych, którzy będą na nich napierać. Myślę, że uda się mieć bardzo dobrą jedenastkę plus 4-6 zawodników, którzy w każdej chwili mogą pomóc i skutecznie rywalizować. Każdy trener chciałby mieć kadrę liczącą 22-24 równorzędnych graczy, ale nas stać na nieco skromniejszą i trzeba z nią pracować.
Już na samym starcie rundy rewanżowej jest utrudniona sytuacja z powodu kontuzji.
- Nie wszyscy są w najlepszej dyspozycji fizycznej. Kamil Hempel dopiero za 3-4 tygodnie wróci do pełni formy, a po drodze musi jeszcze wyleczyć uraz stawu skokowego. Pocieszające jest to, że po kontuzji mięśnia dwugłowego do indywidualnych treningów wrócił Dawid Szufryn, a od przyszłego tygodnia zacznie normalne treningi piłkarskie. Problemy zdrowotne miał też Sebastian Szczepański i postanowiliśmy, żeby został w Nowym Sączu.
Jak drużyna przyjęła zamieszanie związane z pierwszym, wyjazdowym meczem z Widzewem Łódź? Dopiero w piątek, czyli dzień przed pierwszym gwizdkiem dowiemy się, czy spotkanie w ogóle się odbędzie.
- My nastawiamy się na to, że wyjdziemy w sobotę na boisko - jesteśmy gotowi. Oczywiście nie jest to szczęśliwa sytuacja, ale nie powinna mieć na nas negatywnego wpływu, dekoncentrować nas.
O co powalczy Sandecja na wiosnę?
-
Na pewno będziemy walczyć w każdym meczu z całych sił o jak najlepszy wynik. Każde najbliższe spotkanie będzie istotne, bo każdy punkt będzie nas przybliżał do celu. Wyznacza go naturalnie miejsce w tabeli. Przede wszystkim musimy zapewnić sobie utrzymanie - takie też są oczekiwania zarządu. Życzyłbym sobie tego, by jak najszybciej to nastąpiło.