- W tym spotkaniu mało było klarownych sytuacji. Spodziewaliśmy się trudnej przeprawy i taka ona była. Jagiellonia ustawiła się na własnej połowie i czekała na kontry. Tak zazwyczaj gra na wyjeździe i w tym jest dobra - powiedział Szymon Pawłowski.
Przy takiej taktyce przeciwnika ekipie Macieja Skorży szło jak po grudzie. - Próbowaliśmy przedrzeć się przez te zasieki. Na szczęście udało się w końcu otworzyć wynik po świetnym strzale z dystansu Barry'ego Douglasa. Potem było już zdecydowanie łatwiej i zdobyliśmy jeszcze jednego gola - dodał skrzydłowy wicemistrza Polski.
[ad=rectangle]
Starcie Lecha z Jagiellonią było pojedynkiem na szczycie, ale białostoczanie - mimo że przystępowali do niego z wyższej pozycji w tabeli - zagrali ultra defensywnie. Czy mimo wszystko nie było to dla gospodarzy zaskakujące? - Nie zakładaliśmy raczej otwartego futbolu ze strony rywala. Wiedzieliśmy, że skoncentruje się on na obronie, a swoich szans poszuka w kontrach. Sporo też pracowaliśmy, by się przy tymi kontrami zabezpieczyć - przyznał Pawłowski.
Lech był pod sporą presją, bo gdyby w piątek nie wygrał, zanotowałby już trzeci remis w czterech wiosennych potyczkach. - Zawsze chcemy zwyciężać, więc nie sądzę, by ciśnienie było większe niż zazwyczaj. Ja tego przynajmniej nie odczułem. Trzeba po prostu grać do końca. Bramka może wpaść w każdej minucie. Zresztą gdy już objęliśmy prowadzenie, to Jagiellonia nie była w stanie nagle zmienić taktyki. Jej plan legł w gruzach i nie miała pomysłu jak odpowiedzieć - zakończył.