W Anglii o tym spotkaniu opowiadają z wypiekami na twarzy. W Niemczech mówią o jednej z najbardziej gorzkich porażek w europejskich pucharach. 24 marca mija 50 lat od niesamowitego zakończenia rywalizacji Liverpoolu i 1.FC Koeln w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (obecnie Liga Mistrzów) edycji 1964/65.
W pierwszy meczu w Kolonii padł bezbramkowy remis. Rewanż na Anfield Road w pierwszym terminie (3 marca) się nie odbył. Ponad 50 tysięcy było już na trybunach, gdy rozpętała się śnieżyca. Sędzia długo się wahał, w końcu odwołał potyczkę. Udało się ją rozegrać dwa tygodnie później, ale znów nie padła żadna bramka (fenomenalnie grał bramkarz FC Koeln Anton Schumacher).
[ad=rectangle]
Obecnie zarządzony zostałby konkurs jedenastek i po kilku minutach poznalibyśmy półfinalistę. Wtedy jednak przepisy były inne. Wyznaczono trzeci mecz na neutralnym terenie - w Rotterdamie.
Drużyny w końcu zaczęły strzelać bramki. Liverpool prowadził 2:0 po golach St. Johna i Hunta. Do tego poważnej kontuzji doznał jeden z rywali. Jak się później okazało, Wolfgang Weber złamał kość strzałkową. Kontynuował jednak grę. - Nie można było robić zmian - zauważył.
FC Koeln jeszcze w I połowie (Thielen) strzelił bramkę kontaktową. W przerwie koledzy namawiali Webera, by zacisnął zęby i się nie poddawał. - W szatni dostałem zastrzyk. By sprawdzić, czy mogę grać dalej, zeskoczyłem ze stołu do masażu. Wytrzymałem - wspominał po latach. - Dopingowało nas 20 tysięcy kibiców z Kolonii. Nie chciałem zawieść ich i mojego zespołu - dodał. Przez prawie 100 minut kuśtykał po murawie.
Ten problem zmobilizował jednak Niemców. Po zmianie stron Loehr doprowadził do remisu. W regulaminowym czasie gry znów nie udało się wyłonić zwycięzcy. Nie pomogła także dogrywka. Wreszcie, po 300 minutach rywalizacji, sędzia z Belgii sięgnął po monetę.
Robert Schaut zaprosił do siebie kapitanów: Rona Yeatsa z "The Reds" i Hansa Sturma z FC Koeln. W Polsce padłoby hasło "orzeł czy reszka", po angielsku była to komenda "heads or tails".
[nextpage]
77-letni dziś Yeats wspomina: - Pierwszy podszedłem do sędziego i powiedziałem "Wybieram tails" (czyli rewers monety - przyp. red.). Sędzia powiedział: "OK, Liverpool rewers, Kolonia awers".
Nagle stało się coś niesamowitego. Schaut rzucił monetą, a ta... wbiła się kantem w murawę! - Powiedziałem do sędziego: "Musi pan powtórzyć rzut". A on na to: "Ma pan rację, panie Yeats" - relacjonuje Anglik.
Belgijski arbiter zarządził więc powtórkę, co nie spodobało się Hansowi Sturmowi. - Myślałem, że niemiecki kapitan uderzy sędziego. Był wściekły, bo moneta przechylała się w stronę awersu. Przy drugim rzucie wypadł rewers - mówi były kapitan "The Reds".
Zobacz film o meczu na "De Kuip", w tym dwa rzuty monetą.
Niespotykana była także reakcja menedżera Liverpoolu, legendarnego Billa Shankly'ego. Yeats podszedł do niego, a sternik "The Reds" powiedział: - Dobra robota, chłopie. Jestem z ciebie dumny. Co wybrałeś?
- Powiedziałem: "rewers, szefie". Czekałem na pochwałę, ale on tylko rzucił "Też bym wybrał rewers" i odszedł - mówi kapitan półfinalisty PEMK z 1965 r.
Liverpoolowi nie udało się zdobyć trofeum. W półfinale pokonał u siebie Inter Mediolan 3:1, ale w rewanżu uległ Włochom 0:3. I to właśnie ekipa z Mediolanu okazała się najlepsza, pokonując w finale Benfikę Lizbona. Rozstrzygnięcie w postaci rzutu monetą zostało zniesione w 1971 r. Wprowadzono wówczas konkurs rzutów karnych.
Mecz z Rotterdamu przeszedł do historii futbolu. Horace Yates, reporter "Liverpool Daily Post", który relacjonował mecz ze stadionu w Holandii, napisał: - To było najbardziej zdumiewające zakończenie, jakie widziałem w futbolu.