W pierwszym półfinałowym spotkaniu Wojskowi ograli Górali 4:1 i to pod Klimczokiem, co oznacza, że w rewanżu w Warszawie bielszczanie musieliby pokusić się o takim sam wynik, by doprowadzić do rzutów karnych, wbić Legii aż cztery bramki, nie tracąc przy tym ani jednej albo wygrać różnicą trzech goli, ale strzelając ich co najmniej pięć.
[ad=rectangle]
Trener mistrzów Polski Henning Berg nie uważa jednak, że jego zespół w środę czeka coś na kształt meczu towarzyskiego: - Nic, co robi trener Podbeskidzia, nie jest towarzyskie (śmiech). Świetnie radzi sobie z drużyną mimo ograniczeń budżetowych. Wprowadził ją do pierwszej "szóstki" ligi i do półfinału pucharu - to wielkie osiągnięcia. Sami też traktujemy ten mecz poważnie, bo jesteśmy dopiero w połowie drogi do finału. Musimy dokończyć pracę, którą zaczęliśmy w pierwszym meczu. Chcemy zagrać dobry mecz i wygrać. Mamy o co grać.
O ile Legia jest już jedną nogą na Stadionie Narodowym, gdzie 2 maja zostanie rozegrany finał pucharu, to drugiego finalistę ciężko wskazać. W pierwszym meczu II-ligowi Błękitni Stargard Szczeciński wygrali przed własną publicznością z Lechem Poznań 3:1, ale w rewanżu na INEA Stadion Kolejorz może odrobić dwubramkową stratę. Z kim wolałby w finale zagrać trener Legii?
- Nie wiem. Najpierw sami musimy awansować. O tym porozmawiamy po meczu. Proszę mnie spytać o to dopiero, gdy zapewnimy sobie awans do finału - mówi Berg.