Sergiusz Ryczel: Wszystko jedno kto zagra w europejskich pucharach. I tak nie mamy szans
Całe szczęście, że kibice z "żylety" śpiewają bez względu na to co dzieje się na boisku, bo tylko to, oryginalne jak na europejskie warunki zachowanie, uratowało pierwszą połowę klasyku po polsku.
W klasyku po polsku grają zespoły w których jedynym polskim napastnikiem jest weteran Marek Saganowski. Współliderem strzelców jest z kolei Paweł Brożek, który mimo jedynie 32 lat już dawno zapomniał o podboju Europy i reprezentacji Polski. Chwała im że są i nadal grają, bo bez nich i innych powracających z nieudanych przygód w przeciętnych klubach Europy piłkarzy, w naszej ekstraklasie byłoby bardzo biednie. Pytanie ilu potencjalnych reprezentantów po takim dwumeczu na szczycie z czystym sumieniem powołałby do kadry Adam Nawałka jest retoryczne, czysto techniczne. Szansa na europejski sukces przyzwyczajonych do porażek Legii (9) i remisów Lecha (12) wydaje się być tak samo duża, jak Jagiellonii czy targanej problemami wszelakimi Wisły, które de facto tracą punkty z tą samą częstotliwością co "wielka dwójka".
Ja wiem, że to piękno i nieprzewidywalność futbolu. Że Liverpool stracił mistrzostwo po błędzie swojego kapitana, tak jak Legia straciła pozycję lidera przez nieuwagę Ivicy Vrodljaka. Że na największych stadionach świata też grają w maskach i podobnie jak Michałowi Żyro niespecjalnie im to w grze pomaga. Że ekstraklasę zawsze będzie się oglądać, bo jest nasza i innej nie mamy. Że kibice i telewizja potrafią klasyk po polsku oprawić, opakować i pokazać jak mało kto w mocniejszych futbolowo krajach. Że Karol Linetty to fajny, mądry, zdolny chłopak. Nie wiem jednak w ilu klasykach jeszcze wystąpi zanim, między innymi za radą innych reprezentantów, wyjedzie do silniejszej ligi. Takiej w której piłkarzom chce się pracować od pierwszego dnia przygotowań do ostatniej kolejki.