Wyrzut sumienia przypomniał się Cracovii

W meczu 33. kolejki T-ME Cracovia - Zawisza Bydgoszcz (3:1) kibicom Pasów przypomniał się [tag=27381]Jakub Świerczok[/tag], który przed paroma laty był nazywany największym wyrzutem sumienia władz krakowskiego klubu.

23-letni dziś Świerczok trafił do Cracovii w 2007 roku z MK Górnik Katowice. Na jednym z turniejów wypatrzył go pracujący wówczas z młodzieżą Pasów trener Paweł Opach i utalentowany napastnik w wieku 15 przeniósł się pod Wawel. W Cracovii grał trzy sezony i w każdym z nich z kilkudziesięcioma bramkami na koncie był najlepszym strzelcem drużyny, a w 2009 roku z prowadzonym przez Wojciecha Klicha (ojca Mateusza) zespołem U-17 dotarł do finałów mistrzostw Polski.
[ad=rectangle]

Pasy nie miały jednak żadnej pociechy z utalentowanego napastnika, ponieważ na pewnym etapie wyobraźni brakło władzom klubu i prowadzącemu wówczas zespół Młodej Ekstraklasy Marcinowi Sadce. Przewyższający rówieśników potencjałem 17-latek chciał przeskoczyć z juniorów młodszych od razu do drużyny młodzieżowej, ale trener Sadko zaproponował mu jedynie trenowanie z Młodą Ekstraklasą bez możliwości gry w niej - na mecze Świerczok miał "schodzić" do juniorów.

Nie dość, że młody zawodnik nie poczuł się doceniony przez szkoleniowca, to jeszcze równolegle klub poskąpił mu kilkuset złotych stypendium, co sprawiło, że Świerczok poczuł się niechciany w Cracovii i postanowił szukać szczęścia gdzie indziej. Prezes Polonii Bytom Damian Bartyla zakochał się w nastolatku od pierwszego treningu i za 15 tys. zł wykupił go z krakowskiego klubu . W Bytomiu od razu trafił do zespołu Młodej Ekstraklasy, a gdy w sezonie 2010/2011 Polonia spadła do I ligi, stał się podstawowym graczem I drużyny. Gdy w 18 występach w rundzie jesiennej sezonu 2011/2012 zdobył aż 12 bramek, wiadomo było, że Polonia nie zatrzyma go przy Olimpijskiej 2.

Po Świerczoka zgłosili się między innymi działacze Lecha Poznań i Wisły Kraków, ale polskie kluby nie mogły rywalizować z występującym wówczas w Bundeslidze 1.FC Kaiserslautern. W 2009 roku Cracovia zaoszczędziła kilkaset złotych na stypendium dla zdolnego juniora, a dwa lata później Polonia sprzedała go Czerwonym Diabłom za ok. 400 tys. euro. Wtedy właśnie Świerczoka zaczęto nazywać "nowym Robertem Lewandowskim". Analogia polegała nie tylko na tym, że w młodym wieku strzelał seryjnie na zapleczu T-ME, ale też na tym, że tak jak na młodym "Lewym" nie poznała się Legia Warszawa, tak "Świeży" był największym w ostatnich latach wyrzutem sumienia Cracovii.

Jego kariera nie potoczyła się jednak zgodnie z planem. W I zespole Kaiserslautern zaliczył tylko sześć występów wiosną 2012 roku. Na sezon 2012/2013 został wypożyczony do Piasta Gliwice, ale stracił kilka miesięcy przez kontuzję kolana. Po powrocie do Niemiec doznał identycznego urazu i na powrót na boisko czekał w sumie od 10 września 2012 do 4 maja 2014 roku. Od tego czasu grał tylko w IV-ligowych rezerwach Kaiserslautern, a w styczniu związał się z Zawiszą.

We wtorek po raz pierwszy miał okazję wystąpić przeciwko Cracovii przy Kałuży 1. Niebiesko-czarni ulegli krakowianom 1:3, ale Świerczok bramką przypomniał się kibicom Pasów.

- Kiedyś byłem w Cracovii, ale nie było to dla mnie jakieś szczególne spotkanie z tego względu. Mecz jak każdy inny. Cieszę się ze strzelenia bramki, ale była ona tylko na otarcie łez, bo nic nam nie dała - mówi napastnik bydgoszczan, który rozgrywa swoją premierową rundę w polskiej lidze: - To dopiero moje pierwsze kroki w ekstraklasie. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, czego się spodziewać po lidze. Nabieram doświadczenia i cały czas się rozwijam.

W meczu z Cracovią Zawisza miał pierwszą od 7. kolejki szansę na wydostanie się ze strefy spadkowej. - Boli nas ta porażka, bo to był ważny mecz i po pierwszej połowie nie zanosiło się na taki wynik. W piątek mamy kolejną szansę na wydostanie się ze strefy spadkowej. Do ostatniej kolejki będziemy walczyli o ekstraklasę dla Zawiszy i myślę, że się utrzymamy w lidze - zapewnia Świerczok.

Komentarze (0)