Od dwóch sezonów rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy kończą się swoistą "dogrywką" w grupach: mistrzowskiej i spadkowej. Pogoń Szczecin jest jednym z sześciu klubów, które dwukrotnie awansowały do czołowej ósemki. Zarazem jedynym, który nie może w niej wygrać meczu.
Przed rokiem drużyna Dariusza Wdowczyka była wskazywana jako kandydat do europejskich pucharów. Miała do podium symboliczną stratę. Rozpoczęła się nawet dyskusja, gdzie mogłaby zagrać, ponieważ stadion-skansen nie nadaje się na Ligę Europy. Dyskusja skończyła się szybko, tak samo jak sen o Europie, ponieważ Pogoń ugrała w siedmiu kolejkach ledwie trzy remisy, a pozostałe spotkania przegrała. Gorsze w tej fazie sezonu było tylko KGHM Zagłębie Lubin.
[ad=rectangle]
Ta przygoda nauczyła kibiców wystrzegać się hurraoptymizmu. Druga kwestia, że w obecnym sezonie szczecinianie wślizgnęli się do grupy mistrzowskiej cudem, a od początku roku tylko PGE GKS Bełchatów przegrywa częściej. To wszystko nakazało spokojnie podchodzić do dogrywki z najlepszymi.
Piłkarze nie chcieli być jednak traktowani jak turyści grający o pietruszkę. - Czasami słyszę opinię, że skoro jesteśmy w ósemce i mamy spokojne utrzymanie, to możemy już sobie grać w ping ponga. Gwarantuje, że tak nie będzie. W swojej karierze nie zdobyłem jeszcze medalu, a chciałbym go mieć - stwierdził przed meczem z Lechią Gdańsk Radosław Janukiewicz.
Czesław Michniewicz, czyli trener, który wprowadził Portowców do ósemki, zwrócił uwagę, że medale i ewentualny awans do Ligi Europy wcale nie muszą być zbawienne, a skrzywdzić drużynę. - Sporo nam brakuje do tego, żeby się w Europie dobrze pokazać. Bo sam występ tam nie jest problemem. Trzeba być jednak na to gotowym. Widzieliśmy, jak kończył Ruch Chorzów i Zawisza Bydgoszcz. Na początku jest radość, a potem smutek i walka o utrzymanie - powiedział Michniewicz.
Co oferuje szkoleniowiec w zamian? Jego drużyna przegrała z Lechią, Górnikiem Zabrze, Legią Warszawa i zremisowała z Wisłą Kraków. W każdym meczu zagrała składem, do którego śmiało wskoczyli nieopierzeni, młodzi piłkarze. Za małe objawienia można uznać Dawida Kudłę, Sebastiana Murawskiego. Nie pękł Michał Walski, a chwilę wcześniej Łukasz Zwoliński został najlepszym piłkarzem ligi w kwietniu. Trochę z przymusu, trochę z chęci Pogoń wprowadza do poważnego grania piłkarzy perspektywicznych, którzy dotychczas nie byli traktowani jako wzmocnienie kadry, a ostatnie tygodnie pokazały, że powinni.
- Młodzież czuje swoją szansę. Kadra jest jaka jest - na rezerwie mamy praktycznie samych młodych zawodników. Dobrym przykładem jest Sebastian Murawski. Wcześniej nie był brany pod uwagę, a teraz wszedł i zagrał dwa dobre mecze. To nasz chłopak z dużym talentem. Bardzo inteligentnie zachowuje się na boisku i nie było po nim widać żadnej tremy, wręcz przeciwnie - opowiadał Michniewicz.
Portowcy mają jeszcze trzy mecze, by ogrywać swoje piłkarskie nadzieje. To jednak nie cel sam w sobie i jedyny przygotowany na ósemkę. Michniewicz testuje różne warianty personalne i taktyczne. W sobotę drużyna zagrała z Legią Warszawa w nieco zmodyfikowanym ustawieniu. Letnie przygotowania są stosunkowo krótkie, więc obecne mecze można traktować jako ich preludium.
Piłkarze ze Szczecina twierdzili, że na tle mistrza Polski zaprezentowali się korzystnie. I faktycznie, chwalić ich nie ma za co, ale i ganić nie wypada. Kibice nagrodzili ich po ostatnim gwizdku brawami. - Czuję niedosyt. Było nas stać przynajmniej na punkt. Myślę, że mieliśmy więcej z gry i stworzyliśmy sobie więcej sytuacji podbramkowych. Tym bardziej szkoda, że to Legia wygrała, a my znowu jesteśmy z zerowym dorobkiem punktowym - podsumował Michał Walski.
Michniewicz nazwał porażkę nawozem pod sukcesy. Jeszcze barwniej opisał sytuację na Twitterze. "Wiem, że dzisiejszego wieczoru Szczecin cierpi, ale wiem też, że z dzisiejszego cierpienia może zrodzić się coś fajnego w przyszłości" - napisał trener. Wraz z podopiecznymi wybiera się teraz do Poznania, gdzie Pogoń grać lubi i potrafi. Jeżeli urwie jakiś punkt, to skomplikuje drogę Lecha do mistrzostwa Polski.