Pomijając starcia z bankierami i rzeźnikami z Gibraltaru, Niemcy w żadnym ze wspomnianych spotkań nie zdobyli więcej niż dwa gole. Co równie ciekawe, tylko w dwóch spotkaniach potrafili zachować czyste konto.
PEWNE PUNKTY
Znośnie zaprezentowali się w Gruzji, gdzie powinni wygrać wyżej, ale nie wykorzystali kilku znakomitych okazji i w listopadzie ubiegłego roku w Hiszpanii. Tyle że grali wówczas mocno przemeblowanym zestawieniem, na dodatek z mieszanką pierwszego i drugiego składu La Roja. Mistrzowie świata budują nową ekipę, która będzie w stanie powalczyć o mistrzostwo Europy we Francji. Są mniej więcej w połowie krętej drogi.
Papier może przyjąć wszystkie brednie na temat słabości przebudowywanej kadry mistrzów świata, więc jedno przed piątkowym meczem we Frankfurcie trzeba sobie powiedzieć wprost: ekipa Joachima Loewa wciąż nie jest zespołem kompletnym, ale nawet będąc w trakcie zmian, dysponuje o wiele większą jakością piłkarską, niż biało-czerwoni. Owszem, po zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez Miroslava Klose oraz Philippa Lahma Loew ma problem z obsadą niektórych pozycji i wciąż szuka optymalnych rozwiązań, szkielet drużyny i gracze pełniący newralgiczne funkcje na boisku pozostają jednak niezmienne.
W meczu z Polską, jeśli w tygodniu poprzedzającym piątkowe starcie niemiecką kadrę będą omijać kontuzję, w bramce na pewno zobaczymy Manuela Neuera. - To nasz numer jeden. Powołałem jeszcze dwóch innych zawodników, Marca-Andre ter Stegena i Roberta Zielera, ale to gracze, którzy muszą poczekać na szansę - powiedział po rozesłaniu powołań selekcjoner niemieckiej kadry. Tutaj nie ma co bić piany, nawet pamiętając, że w Warszawie Neuer się nie popisał i gola zdobytego przez Arkadiusza Milika w dużej mierze trzeba zapisać na konto golkipera Bayernu Monachium.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku środka defensywy. Żelazną parą stoperów są w ostatnim czasie Jerome Boateng z zespołu mistrza Niemiec oraz Mats Hummels z Borussii, to oni najpewniej zagrają od pierwszej minuty na Roberta Lewandowskiego i Milika. Pewniaków do gry przeciwko Polsce jest więcej: Toni Kroos z Realu Madryt, Thomas Mueller z Bayernu Monachium, Mesut Oezil z Arsenalu czy Marco Reus z Borussii. Z pełną premedytacją dodamy do tej grupy także Mario Goetze, bo choć młody Niemiec u Pepa Guardioli pełni często jedynie funkcję zapchajdziury, Loew uwielbia jego grę. Można zgadywać, że obojętnie, jak będzie wyglądała sytuacja w drużynie tuż przed pierwszym gwizdkiem, szkoleniowiec i tak znajdzie miejsce na boisku dla strzelca decydującego gola w finale zeszłorocznego mundialu.
LUKI, BRAKI, SŁABOSTKI
Selekcjoner uwielbia grę byłego dortmundczyka, ale do stawiania na niego jest niejako zmuszony. Wszystko przez to, że nie ufa innym zawodnikom, nominalnym, środkowym napastnikom. Na przestrzeni wielu lat łaski tej dostąpili jedynie reprezentacyjnie emerytowany już Klose i Mario Gomez. Wszyscy pozostali, jeśli nie zostali skreśleni jeszcze przed wysłaniem zaproszenia na zgrupowanie, vide Stefan Kiessling, w zasadzie od zawsze pełnili w kadrze funkcje paprotek. Podobnie będzie zresztą w piątkowym starciu we Frankfurcie: Loew na mecze z Polską i Szkocją powołał tylko jedną, typową dziewiątkę. Max Kruse nigdy nie był jego ulubieńcem - zarówno przez postawę na boisku, jak i poza nim (usunięcie z kadry za sprowadzenie kobiety do hotelowego pokoju podczas zgrupowania). W zespole jest również młody Kevin Volland, mogący występować i na szpicy, i na skrzydle, ale to jedynie opcja zapasowa. I dlatego właśnie Goetze może być w zasadzie pewny występu - w ostatnich meczach to właśnie gracz Bayernu najczęściej zajmował pozycję najbardziej wysuniętego gracza pod bramkę rywala. Zresztą Mario najlepiej pasuje do stylu gry preferowanego przez Loewa - kombinowane, szybkie akcje opierające się na dużej ilości krótkich podań, w zasadzie brak gry skrzydłami i dośrodkowań w pole karne.
Goetze może pojawić się na boisku nawet kosztem jednego z defensywnych pomocników. Bastian Schweinsteiger w Manchesterze United wciąż nie odnalazł odpowiedniej formy, w ostatnim czasie zatrudnił nawet Frediego Bindera, zwolnionego w czerwcu po 17 latach pracy w Bayernie fizjoterapeutę, aby ten pomógł mu wrócić do zadowalającej dyspozycji. Samiego Khediry nie ma w zespole przez kontuzję, pozostaje tylko Ilkay Gundogan, wykazujący jednak większe inklinacje ofensywne. Nie można więc wykluczyć, że Loew zdecyduje się na ustawienie z asekurującym kolegów, zabezpieczającym tyły i czyszczącym pole po ich błędach Kroosem, ofensywną czwórką Bellarabi - Mueller - Oezil - Reus i operującym przed nimi Goetze. Wiele zależy jednak od tego, w jakim zdrowiu na zgrupowaniu zjawił się Oezil. W sobotnim meczu Arsenalu nie zagrał, ale klub zapewniał, że powodem absencji była jedynie drobna kontuzja kolana. Jeśli to prawda, Loew najpewniej wpisze go do pierwszego składu.
Największą zmianę względem poprzednich lat w niemieckiej kadrze widać w formacji defensywnej. Karierę reprezentacyjną zakończył Lahm, powstała więc wyrwa z prawej strony. Niektórzy powiedzą, że zawodnik Bayernu i tak występował ostatnio w środku pola, ale to tylko półprawda. Bo choć mistrzostwa świata w Brazylii rozpoczął jako defensywny pomocnik, w drugiej połowie meczu z Algierią przeszedł na bok defensywy i został tam aż do końca turnieju, zaliczając po drodze znakomite mecze w 1/4 finału z Francją, 1/2 z Brazylią i w finale z Argentyną. Wcześniej grali tam Jerome Boateng (po powrocie Lahma do obrony przesunięty na środek defensywy) i Shkodran Mustafi.
Po mistrzostwach Loew próbował wielu opcji, ustawiał tam Antonio Ruedigera, próbował ustawienia z trójką w linii, ale najsolidniej niemiecka kadra wyglądała, gdy na prawej stronie biegał Sebastian Rudy z Hoffenheim. Z drugiej strony zobaczymy zapewne Jonasa Hectora z FC Koeln, który nazywany jest przyszłością zespołu, zawodnikiem będącym w stanie na lata rozwiązać problem z obsadą lewej obrony. W piątek to oni teoretycznie powinni być najsłabszymi punktami zespołu Loewa, dlatego tak bardzo ważny będzie odpowiedni dobór skrzydłowych w biało-czerwonej ekipie.
Zresztą lifting niemieckiej formacji defensywnej w meczach niósł za sobą także inne konsekwencje. Wielokrotnie zdarzało się, że piłkarze broniący dostępu do bramki Neuera nagle tracili koncentrację, szczególnie przy stałych fragmentach, co przed wygraniem mundialu zdarzało się sporadycznie. A już w eliminacjach Niemcy stracili w ten sposób dwa gole. Pierwszego w Warszawie, gdy Łukasz Piszczek jednym wyrzutem z autu uruchomił Roberta Lewandowskiego, który idealnie obsłużył później Sebastiana Milę. Drugiego, u siebie w domu, gdy Irlandczycy w ostatniej akcji meczu, również po wrzucie z autu, trafili na 1:1. Adam Nawałka na pewno będzie zwracał swoim podopiecznym na ten aspekt szczególną uwagę.
- W ostatnich miesiącach sporo pracowaliśmy z całym sztabem, aby na nowo uformować zespół po odejściu niektórych zawodników. To nie był łatwy czas, przytrafiło się nam kilka słabszych meczów, ale na tym koniec. Z Polską i Szkocją kategorycznie musimy wygrać, żeby wskoczyć na pozycję lidera. Musimy pokazać prawdziwe oblicze - mówił ostatnio w jednym z wywiadów selekcjoner Loew. Choć za naszą zachodnią granicą atmosfery oczekiwania na mecz we Frankfurcie nie ma, w przekazie można wyczuć powagę sytuacji. Niemcy po prostu muszą wygrać. I to jest bardzo dobra wiadomość, ponieważ podopieczni Nawałki tylko mogą. To może okazać się kluczem do wywiezienia choćby punktu z jaskini L(oe)wa.
Paweł Kapusta
Więcej w tygodniku "Piłka Nożna"
"Piłka Nożna" poleca:
Co ciekawego w tym tygodniu? --->>>
19-latek z Juventusu w Bayernie --->>>
Jedenastka weekendu 7. kolejki Ekstraklasy wg "Piłki Nożnej" --->>>