O co chodzi w całej sprawie? 8 sierpnia w starciu 1. kolejki Elana Toruń podejmowała Wartę Poznań. W 76. minucie trener gospodarzy Krzysztof Jabłoński zarządził dwie zmiany. Boisko mieli opuścić Damian Zamiatowski i Michał Marszałek, których zastąpili Łukasz Cięgotura oraz Maciej Kot. Co się wydarzyło faktycznie? Na ławkę udał się tylko ten pierwszy, a Marszałek pozostał w grze, przy czym na placu zameldowali się obaj zmiennicy, zatem Elana przez ponad dwie minuty miała dwunastu piłkarzy.
- Podczas przerwy na te zmiany kilku zawodników skorzystało z okazji, by się napić. Był wśród nich Marszałek, ale zamiast zejść, wrócił do gry. W pewnym momencie zauważyłem, że na murawie przebywa dwunastu zawodników gospodarzy, dla pewności raz jeszcze ich przeliczyłem, a następnie interweniowałem u sędziego technicznego. Ten dał znak głównemu i dopiero wtedy nastąpiła przerwa w grze, a Marszałek otrzymał żółtą kartkę. Nie zmienia to natomiast faktu, że torunianie przez dłuższą chwilę grali w dwunastu - tłumaczył wówczas WP SportoweFakty kierownik zielonych, Karol Majewski.
Po wyjaśnieniu całego zamieszania i spóźnionym zejściu Marszałek obejrzał "żółtko", a zawody zostały wznowione. Mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 1:1.
Sprawa została opisana w protokole sędziowskim, zatem z urzędu trafiła do Wydziału Gier Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej (on w obecnym sezonie prowadzi rozgrywki III ligi kujawsko-pomorsko-wielkopolskiej). Jakie są konsekwencje tego kuriozalnego zdarzenia?
- Utrzymany został wynik z boiska. W sprawozdaniu podano informację, że torunianie w dwunastu grali efektywnie przez około 40 sekund. Nie wywarło to znaczącego wpływu na przebieg gry, stąd taka, a nie inna decyzja - powiedział WP SportoweFakty zastępca przewodniczącego Wydziału Gier WZPN, Jerzy Mansfeld.
Taki rozwój wypadków może zaskakiwać, bowiem jedyną karą za całe zajście jest żółta kartka dla zawodnika, który nie powinien przebywać na boisku. Nie trzeba być przesadnie kreatywnym, by wyobrazić sobie sytuację, w której jakiś zespół, korzystając z zamieszania przy linii bocznej (a to np. przy zmianach zdarza się stosunkowo często), wprowadzi do gry dwunastego piłkarza, by odesłać go na ławkę dopiero po interwencji rywala bądź sędziego.
- Gdyby kierownik Warty nie zgłosił, że na boisku przebywa dwunastu piłkarzy i taki stan rzeczy utrzymałby się do ostatniego gwizdka sędziego, to zostałby orzeczony walkower na korzyść drużyny z Poznania. Natomiast w tej sytuacji strony nie wnosiły do protokołu szczególnych okoliczności, jakoby pobyt dwunastego zawodnika na placu gry wywarł znaczący wpływ na przebieg spotkania - dodał Mansfeld.
Warta jednak nie do końca zgadza się z takim postawieniem sprawy i czeka na oficjalne uzasadnienie. - Gdy się z nim zapoznamy, podejmiemy decyzję co do złożenia odwołania - poinformował WP SportoweFakty wiceprezes klubu z Drogi Dębińskiej, Maciej Chłodnicki.
Jeśli sprawa będzie mieć dalszy bieg, to zajmie się nią Wydział Gier Polskiego Związku Piłki Nożnej.