Dla Macieja Gajosa starcie z Podbeskidziem było ligowym debiutem w barwach mistrza Polski. Były gracz Jagiellonii był jednym z aktywniejszych graczy na boisku i miał dobre szanse, żeby wpisać się na listę strzelców. Już po pierwszym występie przekonał się, że kibice w Poznaniu są wściekli na postawę swoich ulubieńców.
- Także odpowiadam za wyniki. Wszyscy wygrywamy i wszyscy przegrywamy. Znajdujemy się w trudnym momencie. Jedziemy na tym samym wózku. Wierzę, że w końcu się odbijemy od dna. Innego scenariusza nie widzę - mówi, nie próbując uchylać się od odpowiedzialności po kolejnej porażce.
W grze pomocnika widać było niepewność, ale dobrze współpracował z kolegami. W drugiej połowie zagrał świetnie do Gergo Lovrencsicsa, który jednak nie potrafił wykorzystać dobrego zagrania. - Kiedy koledzy byli na lepszych pozycjach, to nie starałem się grać sam. Szukałem dla nich lepszych pozycji. Nie zależy mi na bramkach i asystach kosztem drużyny. Chciałem za wszelką cenę zrobić cokolwiek. Czuć było, że gol wisi w powietrzu - opowiada.
- Stworzyliśmy sobie dobre sytuacje, ale zabrakło zimnej krwi i szczęścia. Nie chcę gdybać, co byłoby po otwarciu wyniku spotkania w pierwszych minutach. Sam miałem dwie piłki na głowie, które powinniśmy strzelić. W końcówce to się zemściło - dodaje.