Podopieczni Jurija Szatałowa mieli za sobą trzy kolejne porażki, które skomplikowały ich sytuację. Bardzo starali się, by w poniedziałkowy wieczór przerwać złą passę i dopięli swego. - Po tylu porażkach potrzebowaliśmy zwycięstwa jak lekarstwa, więc ono bardzo cieszy - podkreśla Grzegorz Bonin.
Gospodarze z dobrej strony zaprezentowali się zwłaszcza w pierwszej połowie. Prowadzenie objęli w 22. minucie i mieli jeszcze kilka okazji, by po raz drugi pokonać Radosława Cierzniaka. Właśnie Bonin mógł tuż przed przerwą dać swojemu zespołowi nieco spokoju, ale kiepsko zachował się w niezłej sytuacji. - W pierwszym kontakcie nie mogłem uderzać, czekałem na kozła. Myślałem, że bramkarz mi się położy na lekki zamach. Potem już widziałem, że mam zawodnika za plecami i się nie udało. Po prostu powinienem to szybciej skończyć i na pewno jeszcze łatwiej grałoby się nam w drugiej połowie - ocenia 31-letni piłkarz.
O ile postawa Zielono-Czarnych w pierwszej części gry mogła podobać się łęczyńskim kibicom, to po przerwie głównie drżeli oni o wynik. Huraganowe ataki Wisły Kraków nie przyniosły jednak zmiany rezultatu, a między słupkami fenomenalnie spisywał się Silvio Rodić. - Myślę, że my graliśmy - poza dwoma, trzema sytuacjami - perfekcyjnie do przerwy na tle takiego zespołu. W drugiej połowie Wisła nas po prostu zdominowała i to było widać na boisku. Goście rozgrzali nam Sylwka i można powiedzieć, że obronił nam mecz - przekonuje Bonin.