Podopieczni Jurija Szatałowa przystąpili do sobotniego starcia z Góralami umocnieni dwoma wygranymi. Od początku sprawiali wrażenie zespołu zdeterminowanego, by zwyciężyć i już w 11. minucie objęli prowadzenie. Nie utrzymali go jednak długo - rzut karny dla Podbeskidzia pewnie wykorzystał Adam Mójta. - Przede wszystkim szkoda, że nie podtrzymaliśmy serii. Mecz ułożył się dla nas fantastycznie, bo prowadziliśmy 1:0, po czym dostaliśmy karnego z niczego - ocenia strzelec bramki dla Górnika, Tomasz Nowak.
Gospodarze nie załamali się jednak i stworzyli sporo sytuacji, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Pomimo wielu prób nie udało im się po raz drugi trafić do siatki rywali. - Ja mogłem podwyższyć, ale trafiłem w słupek. Po chwili sytuacje mieli Łukasz Mierzejewski i Bartek Śpiączka. Można było spokojnie nie przegrać tego meczu, a nawet go wygrać - zauważa 29-letni pomocnik.
Pomimo przewagi Górnika to Podbeskidzie zdobyło bramkę na 2:1. W końcówce decyzje sędziego skomplikowały sytuację gospodarzy. Arbiter ukarał czerwonymi kartkami dwóch piłkarzy łęczyńskiej drużyny, a trenera Szatałowa odesłał na trybuny. - Było już bardzo ciężko, bo dostaliśmy dwie czerwone kartki. Mimo wszystko uważam, że mogliśmy wyrównać. Podbeskidzie wychodziło z kontrami i nie wykorzystało swoich sytuacji. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy zremisować w końcówce - przyznaje Nowak.