Latem 2009 roku nowym menedżerem Celticu Glasgow został Tony Mowbray, który potrzebował nowego napastnika. Jednym z piłkarzy, którym interesowali się Szkoci był Robert Lewandowski. Pomysł zatrudnienia Polaka podsunął agent Raymond Sparkes. Ten sam, który pomagał przy transferze Artura Boruca i Macieja Żurawskiego.
- Rozmawiałem z rodziną Rutkowskich dwa razy [...]. Klub był na skraju bankructwa, a mnie trochę dziwiła cena, jaką chcieli za Lewandowskiego. Oczekiwali 1,75 miliona euro za młodego piłkarza, który tak naprawdę jeszcze niewiele osiągnął - wspomina Sparkes.
- Powiedziałem Celticowi: Znalazłem wam napastnika, którego szukacie - mówi po czym dodaje: - Powiedziałem im wówczas, że mimo jego klasy nie jestem przekonany, czy warto za niego płacić tak duże pieniądze. Mówiłem im to, co wtedy uważałem. Może gdybym tak jak inni agenci opowiadał o nim, jako o przyszłej gwieździe futbolu, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie lubię, kiedy ktoś, kogo przesadnie reklamuję, zawodzi.
Tego samego lata Celtic ściągnął za 3 miliony funtów Marca-Antoine Fortune'a, który kompletnie zawiódł i nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dzisiaj Celtic może żałować, że nie sięgnął po Lewandowskiego.
{"id":"","title":""}