W 41. minucie spotkania nad murawą stadionu Partizana Belgrad przeleciał dron z flagą Albanii. To była prowokacja na wysokim poziomie. Gdy zirytowany reprezentant Serbii Stefan Mitrović zerwał flagę z urządzenia, podbiegło do niego kilku piłkarzy rywali i za chwilę oglądaliśmy już regularną bójkę. Na boisko wybiegli kibice.
To dość świeże zdarzenie, bo miało miejsce 14 października 2014 roku. Zresztą, w momencie, gdy reprezentacje Serbii i Albanii trafiły do tej samej grupy eliminacyjnej było oczywiste, że nie skończy się na graniu w piłkę. To zbyt łakomy kąsek dla prowokatorów.
Sprawą drona zajęła się UEFA. Serbska prasa podała, że dron z flagą Albanii i mapą "wielkiej Albanii i małej Serbii" został wypuszczony na murawę przez Olsiego Ramę - brata premiera Albanii. Potwierdziło to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Serbii. Sam Rama się do niczego nie przyznał. Serbowie liczyli na przyznanie walkowera. Komisja Dyscyplinarna UEFA wynik meczu faktycznie zweryfikowała na korzyść Serbii, ale jednocześnie gospodarzom zostały odjęte trzy punkty. Ponadto europejska federacja postanowiła, że dwa mecze Serbów u siebie odbędą się bez udziału publiczności. Zarówno federacja piłkarska Serbii, jak i Albanii zostały ukaraną grzywną w wysokości 100 tysięcy euro.
Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (TAS) w Lozannie podważył jednak decyzję Komitetu Dyscyplinarnego UEFA. Przychylił się do odwołania Albanii i przyznał walkower państwu ze stolicą w Tiranie. Dodatkowo Serbom zostały odjęte trzy punkty za niedostateczne zabezpieczenie spotkania.
W Albanii dominującą religią jest islam. Mieszkańcy tego państwa są znienawidzeni we wszystkich krajach ościennych. Albańczycy i Serbowie rywalizują ze sobą od XIV wieku, kiedy miała miejsca pierwsza bitwa w kotlinie Kosowe Pole. Od tego czasu wojska obu państw ścierały się ze sobą wielokrotnie, a ostatnie działania wojenne miały miejsce niespełna dekadę temu.
Właśnie Kosowo od lat było tykającą bombą. Gdy półwysep bałkański został opanowany przez Imperium Osmańskie, to Serbowie stanowili większość mieszkańców na tym terenie, uznawanym przez nich za kolebkę serbskiej państwowości. Przez wieki podczas panowania Turków, Serbowie byli wypierani z tej krainy, a osadzali się tam właśnie bliżsi kulturowo do ówczesnego najeźdźcy Albańczycy. Po rozpadzie Jugosławii, w 1998 roku proalbańskie oddziały UÇK (Armii Wyzwolenia Kosowa) rozpoczęły ataki partyzanckie. 17 lutego 2008 roku Kosowo ogłosiło swoją niepodległość, którą uznaje 105 z 193 państw członkowskich ONZ.
Proklamacja niepodległości przez dotąd autonomiczną część Serbii oraz zmiany demograficzne (obecnie 92 procent mieszkańców Kosowa to Albańczycy) rozsierdziły mieszkańców Serbii. W 2008 roku niemal na wszystkich stadionach w Polsce można było zobaczyć transparenty o treści "Kosovo je Srbija", jednak po siedmiu latach nic nie wskazuje na to, by Serbia mogła odzyskać kontrolę nad tym terytorium. FIFA i UEFA zakazały reprezentacji Kosowa gry w eliminacjach do mistrzostw świata i Europy. Od 13 stycznia 2014 roku Kosowo dostało natomiast pozwolenie na rozgrywanie międzypaństwowych meczów towarzyskich, jednak nie może ona używać flagi i herbu, a przed meczami nie może być odgrywany hymn.
Aktualnie Albania zajmuje trzecie miejsce w grupie I, jednak ma tylko punkt straty do Danii, która ma rozegrany mecz więcej. Serbowie, którzy za wpuszczenie dronu z flagą Albanii nie tylko dostali walkowera, ale i stracili trzy punkty, zamykają tabelę. Duńczycy w czwartek zmierzą się z Portugalią na wyjeździe. W przypadku porażki Danii i wygranej Albanii, już w czwartek zespół z Bałkanów zapewni sobie awans na Euro 2016! W odwodzie Albańczycy mają jeszcze mecz w Armenii. Trener Gianni De Biasi nie musi się więc oglądać na inne wyniki.
Biorąc pod uwagę zatargi między narodami, na pewno Serbowie potraktują ten mecz priorytetowo. Czwartkowe spotkanie zabezpieczy 1800 policjantów, a na stadion nie mają wstępu Serbowie. Mimo to już doszło do obrzucenia kamieniami serbskiego autokaru z piłkarzami. Miejmy nadzieję, że tym razem Albańczycy i Serbowie będą mogli udowodnić swoją wyższość na boisku, a nie w gabinetach instytucji odwoławczych.
#dziejesiewsporcie: sędzia obraził rugbystę. Nazwał go piłkarzem