Nawet jeśli było oczywistym, że za Kevina De Bruyne będzie trzeba słono zapłacić, to jednak 55 milionów funtów, jakie wyłożyli za Belga The Citizens, wprawiła środowisko piłkarskie w pewne zdumienie. Jednak Manuel Pellegrini ani przez chwilę się nie wahał. - Zobaczycie, on idealnie pasuje do naszego ofensywnego stylu gry - przekonywał chilijski menedżer. Dzisiaj z zadowoleniem może spojrzeć w lustro - de Bruyne we wszystkich rozgrywkach strzelił w tym sezonie dla Manchesteru City już pięć goli i dołożył tyle samo asyst.
Mógł grać dla Anglii
Gdyby de Bruyne chciał, mógłby grać dla reprezentacji Anglii. Jego matka urodziła w Londynie, niedaleko stadionu Chelsea, do którego zresztą zawodnik trafił jako 21-latek. W tym czasie rudowłosy pomocnik o twarzy wiecznego chłopca miał już jednak dwa występy w barwach Belgii. - Mama była typowo angielska, ale ja w pełni jestem Belgiem - tłumaczył swoją decyzję. De Bruyne długo się nie namyślał i grywał w młodzieżowych reprezentacjach Belgii, a później przyszedł czas na debiut w dorosłej kadrze.
Urodził się zresztą w Belgii, w niedużej miejscowości Drongen. Niewiele się w niej działo, a i sam młodzian nie należał do rozrywkowych osób. Taki styl życia pasował mu, do czasu. W wieku 14 lat opuścił rodzinny dom i postawił na karierę. Choć z Drongen do Gandawy jest właściwie "rzut beretem", to jednak Kevin zamieszkał w klubowym internacie a do rodziny wracał tylko na weekendy.
Trzy lata później został zawodnikiem Genku. Miał wówczas 17 lat, a cztery sezony później trafił do wielkiej Chelsea.
Mourinho postawił krzyżyk na de Bruyne
Transfer do Londynu był spełnieniem marzeń, choć tak naprawdę od dzieciństwa kibicował Liverpoolowi. W stolicy Zjednoczonego Królestwa czuł się tak naprawdę jak u siebie w domu. Jego matka, Anna, wychowywała się w Ealing na przedmieściach Londynu. On sam spędzał tu jako dziecko święta Bożego Narodzenia. Wszystko mu sprzyjało. A jednak, nie poradził sobie jednak - tak przynajmniej uznał Jose Mourinho, który pozbył się go bez żalu.
Inne zdanie na ten temat miał sam zawodnik. Twierdzi, że do dzisiaj nie wie, dlaczego Portugalczyk mu nie zaufał i nie dał prawdziwej szansy zaprezentowania swoich umiejętności. Trzy mecze w Premier League były za mało, aby przekonać Mourinho.
De Bruyne trafił najpierw do Werderu Brema, a następnie wykupił go Wolfsburg. W obu klubach był czołową postacią. W tym drugim stał się gwiazdą przez duże "G". Strzelał, asystował, rozgrywał. Jego wartość przez kilka miesięcy podskoczyła nieprawdopodobnie. To nie był już ten sam de Bruyne, za którego Chelsea w 2012 roku płaciła 8 milionów funtów. 10 goli i 21 asyst w sezonie dało mu wygraną w klasyfikacji kanadyjskiej Bundesligi. Teraz był już znaczny wiele więcej. The Citizens wyłożyli na stół prawie siedem razy wyższą kwotę konkretnie 55 milionów.
Domator ze zranionym sercem
24-latek jest raczej typem domatora, ale skoro sam nie szukał skandalu, skandal znalazł jego. Przynajmniej taka jest wersja oficjalna. W 2013 roku reprezentacją Belgii wstrząsnął skandal obyczajowy. Ówczesna partnerka de Bruyne'a - Caroline Lijnen - miała romans z... kolegą z kadry Thibautem Courtoisem. Pikanterii tym informacjom dodaje fakt, że obaj wówczas byli piłkarzami Chelsea, choć wypożyczeni do innych klubów. Obaj jednak byli już gwiazdami reprezentacji Belgii.
Wersja byłej dziewczyny zawodnika dopuszcza już obecność rys na jego pomniku. Kilka miesięcy po skandalu Linjen stwierdziła, że w 2012 roku jej partner przyznał się do zdrady z jej najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna miała mu wówczas dać szansę na naprawę związku, co nie udało się. Na pytanie o romans z Courtoisem, odparła. - Zrobił mi tylko obiad w Madrycie.
Mimo nie najlepszych relacji pomiędzy piłkarzami obaj cały czas dostawali powołania do reprezentacji Belgii. - Nie przeczymy, że nie było prywatnego problemu pomiędzy piłkarzami, ale rozmawialiśmy z nimi i potwierdzili, że to koniec kłótni. Rozmawiają ze sobą, a nawet żartują - powiedział kilka miesięcy po skandalu Stefan van Loock, rzecznik prasowy reprezentacji Belgii.
Dzisiaj de Bruyne ma już nową partnerkę, która spodziewa się dziecka. O tamtej sytuacji nie chce rozmawiać.
Spłaca się szybciej niż rata kredytu
W środowy wieczór de Bruyne znów został bohaterem Manchesteru City. Jego gol z doliczonego czasu gry zapewnił The Citizens zwycięstwo nad Sevillą w Lidze Mistrzów. Belg ostatni kwadrans grał jako środkowy napastnik. - Pierwszy raz grałem na tej pozycji, ale dałem radę. Wiem, że mamy problemy z napastnikami, więc się zgodziłem. Wyszło to w sumie na dobre - wyznał po ostatnim gwizdku sędziego.
Dziś De Bruyne nie może opędzić się od komplementów. Nie robi mu problemów granie na lewej czy prawej pomocy, czy zawodnika podwieszonego za napastnikiem. Przeciwko Sevilli udowodnił, że może występować i na szpicy i wszędzie będzie spełniał założenia trenera.
- Takiego piłkarza potrzebowaliśmy - mówi Pellegrini. Nikt nie pyta go już głośno o kwotę transferu.
"Legia Mistrzów. 20 lat minęło...". Legia - Blackburn Rovers (odc. 5)
{"id":"","title":""}