We współczesnym futbolu kluby kładą nacisk na wyławianie młodych talentów. Działają akademie piłkarskie oraz siatki skautów, którzy penetrują boiska miast, miasteczek i wsi. Wydaje się, że w takich warunkach ktoś, kto w młodym wieku zdradza spore możliwości, musi zostać zauważony i otrzymać szansę na wyższym szczeblu.
Luis Zwick za taki właśnie talent uchodził. Jednak lata mijały, a on wciąż nie potrafił się wybić ponad poziom amatorski.
Brat krzyczał: "Luis umiera"
Od dziecka chciał zostać zawodowym piłkarzem. Jako siedmiolatek rozpoczął treningi w klubie Teltower FV 1913, z miejscowości Teltow w Brandenburgii. W dzieciństwie pozostawał pod stałą obserwacją lekarzy. Chorował bowiem na tzw. padaczkę Rolanda (łagodniejsza postać padaczki, pojawiająca się głównie u dzieci). Pewnej nocy zaczął się trząść w łóżku. - Nie mogłem niczego powiedzieć, niczego nie widziałem, ale wszystko słyszałem. Mój brat Paul cały czas krzyczał: "Luis umiera". Byłem przerażony - wspomina bramkarz.
Na szczęście po kilku latach choroba ustąpiła. Dzień, w którym usłyszał od lekarza, że nic nie stoi już na przeszkodzie, by został piłkarzem, uznał za jeden z najszczęśliwszych w życiu. - Poczułem wielką ulgę - przyznaje. Między słupkami radził sobie coraz lepiej, jako 15-latek przeniósł się do Herthy 03 Zehlendorf. To klub amatorski, który rywalizował wówczas w Berlin-Lidze (VI liga). Luis wywalczył z nim awans w sezonie 2013/14.
20-latek zbierał dobre opinie, ale piąta liga nie była szczytem jego marzeń. To był najwyższy czas, by podjąć ważną życiową decyzję. Albo rozpocząć studia i grać w piłkę tylko na poziomie amatorskim, albo zrobić wszystko, by jednak któryś z mocniejszych klubów w końcu go dostrzegł. Zwick wybrał wariant numer 2.
Od dziecka kibicował Herthcie Berlin, próbował więc - różnymi kanałami - załatwić sobie zaproszenie na trening tym klubie. Berlińczycy jednak nie byli nim w ogóle zainteresowani. Podobnie Union Berlin. Testy zaoferowały mu... Optik Rathenow i Berliner AK 07. Z tego także nic nie wyszło. Wówczas na desperacki krok zdecydował się ojciec Luisa - Carlos. Przez lata wspierał go w realizowaniu marzeń. Dostrzegł, że syn znalazł się na rozdrożu.
Ojciec wysłał taśmy
Carlos Zwick wziął sprawy w swoje ręce. Przygotował nagrania z występami Luisa i zaczął je rozsyłać po różnych klubach. Najpierw z niemieckiej 1. i 2. Bundesligi. Nie było jednak żadnego odzewu. Znajomy namówił go, by przygotować więcej kopii. Za jego pośrednictwem przesyłki trafiły także do klubów z angielskiej i szkockiej Premier League.
W końcu przyszła jedna, jedyna odpowiedź. Z Dundee United, klubu szkockiej ekstraklasy. Zadecydował prawdopodobnie przypadek. - Rzecznikiem prasowym była kobieta, która pochodziła z Niemiec. To ona przekazała film trenerowi bramkarzy - wspomina Zwick, który chciał już wówczas składać dokumenty na Uniwersytet w Poczdamie.
Zobacz krótki film o Zwicku
Poleciał do Szkocji w czerwcu 2014 r. Wyspiarze obejrzeli go na treningu, zrobił dobre wrażenie. Na tyle dobre, że chcieli go dalej obserwować. Był tylko jeden problem - Dundee United na nadmiar gotówki nie narzekało. Szkoci zaproponowali więc Zwickowi następujący układ: grasz w drużynie U20, mieszkasz w internacie za darmo, ale o wynagrodzeniu na razie musisz zapomnieć.
- Wiedziałem, że jeśli chcę zrobić skok do zawodowego futbolu, muszę brać to, co się nadarza - wspomina Zwick w rozmowie z gazetą "Berliner Morgenpost". Miał to szczęście, że pochodzi z zamożnej rodziny. Ojciec Carlos jest architektem, ma firmę w Berlinie. Obiecał synowi, że w trudnym dla niego okresie wesprze go finansowo. Luis przez rok miał się koncentrować tylko i wyłącznie na futbolu.
Wołali na niego "Fu**ing Neuer"
Rodzina zresztą już wcześniej robiła wszystko, by chłopak został zawodowym piłkarzem. Jako nastolatek chodził na dodatkowe, specjalistyczne treningi bramkarskie. Miał także zajęcia z trenerem przygotowania fizycznego, a także trenerem mentalnym. Nie było jednak tak, że chłopak dostawał wszystko za darmo. Uczono go szacunku do pieniędzy, pracował na budowie u swojego ojca chrzestnego.
[nextpage]W Szkocji Luis był zdany sam na siebie. Zamieszkał w internacie i przynajmniej na początku było mu ciężko. Rówieśnicy ostro mu dogryzali. Nie nazywali go Luis, tyko "Fu**ing Neuer" albo "Big Fu**ing German". Manuel Neuer - bo to bramkarz reprezentacji Niemiec jest jego wzorem. A "Big" - z uwagi na wzrost (192 cm). Zwick miał problemy ze zrozumieniem kolegów. Angielskim nie władał zbyt dobrze, przede wszystkim zaś to nie był "ten angielski", który znał ze szkoły. Szkocki akcent był ponad jego siły.
W drużynie U20 na początku siedział na ławce. Z czasem było jednak coraz lepiej. Zadebiutował w zespole w październiku 2014 r. Ciężko pracował na treningach, co dostrzegli trenerzy. Latem w klubie z Tannadice Park sporo się podziało. Podstawowy bramkarz Radosław Cierzniak zdecydował się wrócić do Polski (podpisał kontrakt z Wisłą Kraków). Władze klubu uznały, że nie ma sensu szukać nowego golkipera na rynku. Postawiły na młodzież.
21-letniego Zwicka doceniono za pracę w zespole młodzieżowym. Szkoci zaproponowali mu dwuletni kontrakt. - Jest nowoczesnym bramkarzem, który potrafi fantastycznie grać w piłkę. Udowodnił także, że posiada siłę mentalną, by się przebić - chwalił go trener bramkarzy Craig Hinchcliffe.
Zastąpił Polaka, wygryzł Polaka
To był jednak dopiero pierwszy krok. W tym miejscu pojawia się bowiem kolejny polski wątek. W Dundee United po odejściu Cierzniaka do roli bramkarza nr 1 typowany był inny nasz zawodnik - 22-letni Michał Szromnik. W lipcu w szkockich mediach to właśnie były golkiper Arki Gdynia miał najwyższe notowania. Jego konkurentami byli Zwick oraz inny 22-latek Marc McCallum.
Rywalizacja rozpoczęła się na zgrupowaniu w Holandii. Szybko na czele znalazł się Niemiec, który po kilku sparingach przekonał do siebie ówczesnego trenera Jackiego McNamarę. - Promowanie niedoświadczonego piłkarza tak szybko byłoby ryzykownym krokiem - pisali dziennikarze "Evening Telegraph".
W Dundee United wierzyli jednak w Zwicka. 2 sierpnia zadebiutował on w Scottish Premier League w spotkaniu z Aberdeen. W tym samym miesiącu przeżył emocje związane ze spotkaniem derbowym z Dundee FC, a także meczem z Celtikiem Glasgow. W tym ostatnim - mimo porażki 1:3 - został wybrany najlepszym zawodnikiem.
"Märchen", czyli "bajka" - tak Niemcy opisują historię Zwicka i jego niesamowity przeskok z futbolu amatorskiego na najwyższy szczebel w Szkocji. Sam piłkarz przyznaje, że czasem zastanawia się, czy to rzeczywistość, czy tylko piękny sen. - Kilka miesięcy temu grałem przed 50 kibicami w drużynie U20. To, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, jest zwariowane. Czasami aż muszę się uszczypnąć, by przekonać się, że to się dzieje naprawdę - mówi.
Zawodowy futbol ma jednak także inne oblicze. To nieustanna presja na wynik. W Dundee United jest ona szczególnie odczuwalna. Niemiec ma wprawdzie pewne miejsce w składzie, ale jego drużyna słabo spisuje się w tym sezonie. Zajmuje ostatnie miejsce, z zaledwie jednym zwycięstwem po 11 kolejkach. Zwick w kilku sytuacjach też mógł zachować się lepiej. Nikt jednak nie robi z niego kozła ofiarnego. Trudno obwiniać człowieka, który na tym szczeblu jest wciąż "żółtodziobem". Jedynym, który zapłacił za złe wyniki, był trener McNamara. 14 października zastąpił go Mixu Paatelainen.
Zwick jest człowiekiem ambitnym, nie kryje więc, że chciałby w przyszłości zagrać w lepszym klubie. Poziom ligi szkockiej porównał do... 2. Bundesligi. Po cichu liczy na to, że kiedyś wystąpi w Herthcie. Ale nie tej z Zehlendorf, lecz jego ukochanej.