Po zwycięstwie 4:0 nad Olimpią Grudziądz wydawało się, że Miedź Legnica pokonała kryzys i rozpocznie marsz w górę tabeli. W sobotę legniczanie zmierzyli się z ostatnim w tabeli Rozwojem Katowice i byli faworytem tego starcia. Już w 8. minucie Miedź po bramce Marquitosa objęła prowadzenie, a w pierwszej części gry miała kilka szans na podwyższenie wyniku.
Po przerwie to jednak Rozwój był stroną dominującą, częściej atakował, ale katowiczanom brakowało pomysłu na zakończenie akcji. Jednak w końcówce gracze Rozwoju zadali dwa nokautujące ciosy i odnieśli trzecie zwycięstwo w sezonie. - Każdy gra na miarę swoich umiejętności. Do przerwy prowadziliśmy 1:0 i mieliśmy kilka sytuacji, by podwyższyć rezultat, ale nie udało się. To nie znaczy jednak, że przy tym stanie nie możemy dowieźć wyniku do końca. Jeżeli będziemy popełniali tak proste błędy, to będziemy za nie płacić - powiedział Ryszard Tarasiewicz.
Nie da się ukryć, że przy obu straconych bramkach legniczanie popełnili wręcz szkolne błędy. Przy drugiej bramce nie upilnowali mierzącego 165 centymetrów Patryka Kuna, który dośrodkowanie zamienił na gola. - Na tym poziomie nie można sobie pozwolić na to. Jeżeli chcemy realnie myśleć o awansie do Ekstraklasy, bo sama gra do której jesteśmy predysponowani, to kilka długich piłek nie może nam zagrozić. Gdyby one były groźne, to bym to zrozumiał - ocenił Tarasiewicz.
Więcej pretensji trener Miedzi miał do zachowania obrońców przy pierwszej bramce. Defensorzy nie potrafili zatrzymać Adama Czerkasa. - Przy takich sytuacjach, szczególnie przy tej pierwszej bramce, nie możemy stracić gola. W dużym stopniu zaważyła ona na wyniku spotkania. Oczywiście nie ma co dramatyzować, ale trzeba się zastanowić poważnie nad niektórymi zawodnikami, którzy po prostu zbyt często powielają błędy - przyznał szkoleniowiec Miedzi Legnica.