To była szósta minuta piątkowego meczu w Krakowie, Burliga zaatakował rywala od tyłu. Wejście w nogi Mazka było dynamiczne, z impetem, gdy zawodnik Ruchu Chorzów nie miał już piłki.
Sama próba pokazania piłkarzowi gości, kto tu rządzi mnie nie dziwi. Taki po prostu jest futbol. Nie tylko piękny, ale także brudny i brutalny. Kto choć raz miał styczność z piłkarską szatnią, ten wie. Mało tego. W sumie to nawet, tak czysto po ludzku, rozumiem piłkarza Wisły Kraków. Młody Kamil Mazek w sierpniu w Pucharze Polski robił z nim co chciał, do tego opowiadał, jak to mu się łatwo grało przeciwko Wiśle. Chciał być chojrakiem, no to za swoje dostał. Ot, typowo ludzka reakcja. A ludzie są różni i różnie na pewne sprawy reagują.
Druga sprawa to taktyka. Czasami najgroźniejszy piłkarz musi na początku meczu poczuć na swojej skórze siłę obrońcy. Po to, żeby nabrać respektu, żeby za dużo na boisku nie fikać. To oczywiste, że żaden trener oficjalnie nie powie, że w ten sposób kazał zagrać swojemu piłkarzowi. Ba, on tego mówić nawet nie musi. Bo to się wie. Nie mam żadnych wątpliwości, że na Stadionie Narodowym właśnie taki był plan Szkotów na Roberta Lewandowskiego, zrealizowany przez Gordona Greera. Tyle, że Szkot przesadził, bo co innego pokazać rywalowi swoją siłę, co innego nieco go postraszyć, a co innego próbować urwać mu nogę.
Przesadził również Łukasz Burliga. Można dyskutować czy przewinienie było na żółtą, czy na czerwoną kartkę. Tak czy inaczej tu nie chodziło o pokazanie piłkarzowi Ruchu swojej dominacji, o zaznaczenie przewagi, tylko raczej o zrobienie mu krzywdy. A to już zasadnicza różnica. Przede wszystkim, gdyby Burliga był takim cwaniakiem, to założyłby Mazkowi siatkę sam go kilka razy objechał i pokazał, że piłkarsko jest lepszy. A na końcu się do chorzowianina uśmiechnął. To byłoby dopiero poniżenie młodego. No, ale lepszy jednak nie jest.
Można było też 21-latka lekko trącić łokciem w żebra w bezpośredniej walce, można go było kilka razy uszczypnąć. Można mu było nawet do ucha posłać solidną wiązankę, tak zwana "trash talk" to normalna sprawa w tej grze. Wiele innych rzeczy można było zrobić inteligentnie, z głową, ale nie próbować uszkodzić chłopaka. Tymczasem Mazek do końca meczu grał z bólem, możliwe że skończy się poważniejszym urazem. A to, że po meczu z rozbrajającą szczerością Burliga przyznał, że chciał piłkarza Ruchu "utemperować", tylko dodatkowo go pogrąża. I całkiem słusznie zbiera teraz cięgi.
Burliga za faul na Mazku dostał żółtą kartkę. Ruch, nazywając go bandytą, domaga się większej kary. Komisja Ligi będzie miała co robić, bo rzadko zdarza się, aby zawodnik publicznie zdradził, że specjalnie sfaulował przeciwnika.
Sam Mazek w kolejnym meczu znowu powinien go za to kilka razy bezczelnie, z uśmiechem na twarzy okiwać.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk