Zieliński: O głupotach już nie myślę, chcę docisnąć gaz

- Młody byłem, wkurzony na siebie. Były rzeczy, które mnie rozpraszały. Głowa się grzała. Dziś jest we mnie większy spokój - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Piotr Zieliński. Pomocnik walczy, by na Euro 2016 być zawodnikiem pierwszego składu.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
 MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA / NEWSPIXPL / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA / NEWSPIX.PL

WP SportoweFakty: Głowa to element, nad którym musi pan pracować najbardziej?

Piotr Zieliński: Mam coś takiego, że muszę wejść w mecz, zagrać dwie, trzy dobre piłki. Są spotkania, kiedy od razu pokazuje, co potrafię. W niektórych jednak trwa to dłużej.

Skąd to się bierze?

- Młodzi zawodnicy, mniej doświadczeni, muszą chyba czasem udowodnić swoją wartość przed samym sobą. Ale jak zaskoczy, to poziom kreatywności rośnie i rośnie.

Pracuje pan z trenerem mentalnym?

- Nie. Bardzo dużo rozmawiam z bliskimi. Tata jest moim pierwszym trenerem. Grał w piłkę, pracował również jako trener. Nie był to wysoki poziom, ale zna się na futbolu. Po moich meczach dzwonimy do siebie, analizujemy. Tata mówi czego brakuje. On kontrolował mój rozwój od początku. Ochrzan też zbiorę, ale to bardziej od mamy. "Weź się do roboty!" - lubi mówić. Mama nie da mi odlecieć. Sprowadzanie na ziemię to jej działka. Bracia, Paweł, który gra w Śląsku Wrocław i Tomek, też potrafią zmotywować. Dzięki temu wiem, że nie ma się czym zachwycać, tylko robić swoje. Rodzina jest teraz bardziej zadowolona z mojej postawy niż 2-3 lata temu, ale oczekuje ode mnie więcej.

Mógłby pan odlecieć?

- Myślę, że rodzice dobrze mnie wychowali. Nie kręci mnie to, że mam dziś więcej pieniędzy od kolegów, z którymi zaczynałem grać w piłkę. Staram się być normalnym człowiekiem. Jeżeli są sygnały, że coś jest nie tak, to rodzina natychmiast reaguje. Codziennie rozmawiamy na Skype. Trzymają rękę na pulsie. Dbają, by głowa była czysta i żebym nie myślał o głupotach.

Zdarzało się?

- Miałem słabszy okres w Udinese. Wiadomo, wejście do zespołu miałem super, a później coś pękło. Sezon po debiucie w Serie A praktycznie cały czas grzałem ławę. "Nowy Alexis Sanchez, nowy Antonio Di Natale" - mówił o mnie trener Francesco Guidolin. Chwalił mnie na konferencjach, opowiadał, że jestem jego "synkiem", a ze mną w ogóle nie rozmawiał. Zwodził. Młody byłem, wkurzony na siebie. Jakiś wewnętrzny bunt się pojawił. O głupotach się myślało, o wyjściach do dyskoteki. Były rzeczy, które mnie rozpraszały. Głowa się grzała. Byłem sam w Udine, a wiadomo jak to jest, gdy na głowę zwalają się problemy, a w domu tylko twój cień. To był trudny okres. Tamten czas pozwolił mi wypracować pewne mechanizmy. Dziś nie ma złości czy niepokoju, gdy usiądę na ławce. Mniej więcej wiem jak reagować w przypadku, gdy coś idzie nie po mojej myśli.

Od kilku miesięcy ma pan dziewczynę. Pomogła się wyciszyć?

- Czuję większy spokój. Głupot w głowie nie ma. Laura dużo mnie motywuje, wspiera. Przed każdym meczem powtarza, że jestem najlepszy. Bardzo we mnie wierzy. To niby małe rzeczy, ale bardzo istotne. Laura studiuje w Polsce, ale jak może, to odwiedza mnie we Włoszech. Stara się też pomagać. Na przykład gotuje, inspiruje się propozycjami Anny Lewandowskiej, żony Roberta. Inaczej jest, jak ktoś okazuje ci dużo troski, niż gdy jesteś skazany na swoje towarzystwo. Lubię spędzać z nią czas, dogadujemy się, jest dla mnie bardzo ważną osobą w życiu. Im robię się starszy, tym więcej rzeczy rozumiem. Dochodzi do mnie z roku na rok, że muszę dużo nad sobą pracować. To kluczowy moment w mojej karierze. Chcę docisnąć gaz.

Kto powinien grać na pozycji numer "8" w reprezentacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×