Stolica na mistrza czeka od 84 lat. Epizod w LM
Od powstania Bundesligi w 1963 roku aż 12 klubów sięgnęło po mistrzostwo Niemiec. Wśród nich nie ma żadnego zespołu z największego miasta i stolicy kraju. Hertha triumfowała wprawdzie na krajowym podwórku, ale miało to miejsce w 1930 i 1931 roku. Największy sukces Starej Damy w Bundeslidze to wicemistrzostwo w sezonie 1974/1975 i trzy miejsca na najniższym stopniu podium w latach 70. ubiegłego wieku.
Od 1983 do 1997 roku Hertha nie występowała w elicie. Spadła nawet do ligi amatorskiej. Gdy już powróciła do Bundesligi, potrafiła napsuć krwi faworytom i w 1999 roku uplasowała się na trzecim miejscu. Dzięki temu pierwszy i jak dotąd ostatni raz awansowała do Ligi Mistrzów, w której potrafiła pokonać Chelsea oraz Milan i zremisować z Barceloną. Juergen Roeber miał wtedy w składzie Gabora Kiraly'ego, Dariusza Wosza, Sebastiana Deislera, Ali Daei, Michaela Preetza i Pala Dardaia.
Zespół z górnych rejonów tabeli i dwie degradacje
Hertha zdołała utrzymać się w czołówce na dłużej. W 2002 i 2005 roku była czwartą siłą Bundesligi, a w 2001 oraz 2004 roku finiszowała na piątej pozycji. Kiedy w 2009 roku pod wodzą Luciena Favre'a berlińczycy prezentując ciekawą i atrakcyjną piłkę, znów zajęli miejsce tuż za podium, nikt nie spodziewał się, że kolejny sezon zakończy się degradacją.
W edycji 2009/2010 Hertha grała jednak dramatycznie. Odkąd po 5. kolejce została "czerwoną latarnią", już się nie podźwignęła. Nowy trener Friedhelm Funkel nie był w stanie znaleźć recepty, a jego zespół pobił niechlubny rekord ligi - 16 domowych meczów z rzędu bez zwycięstwa.
Powrót do elity nastąpił błyskawicznie, ale kibice cieszyli się krótko i w 2012 roku znów musieli przełknąć gorycz spadku. Tym razem na katastrofę długo się nie zanosiło, a działacze w porę zaangażowali w misję ratunkową Otto Rehhagela. Stara Dama nieco się poprawiła i uniknęła bezpośredniej degradacji, ale w dramatycznych barażach uległa Fortunie Duesseldorf (1:2 i 2:2).
Szybki awans, ale pieniędzy na gwiazdy wciąż brak
Hertha znów bez trudu awansowała do Bundesligi. Zespół na właściwe tory wyprowadził Jos Luhukay i otrzymał duży kredyt zaufania. Na to, że jego drużyna zacznie odnosić sukcesy, niemal nic jednak nie wskazywało. Dyrektor sportowy Michael Preetz wciąż podkreślał brak większych środków finansowych, które umożliwiłyby ściągnięcie do stolicy gwiazd.
Bezpośrednio po powrocie do Bundesligi działacze Herthy na nabytki przeznaczyli ledwie 1,3 mln euro. Rok później wydatki sięgnęły niemal 15 mln, ale tylko dlatego, że równocześnie sprzedano zawodników za 19,5 mln. Przed sezonem 2015/2016 klub też się nie zadłużał i wydał tylko 6,8 mln. Nie może zatem dziwić, że dziś Stara Dama nie ma w składzie wielkich gwiazd tak, by na papierze mogła równać się z Wolfsburgiem, Bayerem, Schalke czy choć Gladbach.
Pal Dardai ma serce do Herthy. Sposób na grę też?
Węgier to żywa legenda Herthy, dla której grał od 1997 do 2011 roku. Kupiono go za równowartość 250 tysięcy euro, a zyskano walczaka, jakich mało. W środku pola nigdy nie odpuszczał, potrafił poświęcać się dla zespołu, czym zdobył sobie uznanie kibiców. Gdy zatrudniano go w lutym 2015 roku po tym, jak ekipa Luhukaya spadła do strefy spadkowej, prowadził reprezentację Węgier, ale ukochanemu klubowi nie mógł odmówić i przez kilka miesięcy łączył obie funkcje. Potem wybrał już tylko Herthę.
W Berlinie liczono, że ikona tchnie w drużynę nowe życie, powiew świeżości i wykrzesa z zawodników wszystko co najlepsze. Dardai nie miał czarodziejskiej różdżki, przy użyciu której odmieniłby grę niezbyt silnej kadrowo drużyny. Poprawa wyników nadeszła jednak szybko i kibice uniknęli nerwowej końcówki sezonu (choć ostatecznie drużyna zagwarantowała sobie utrzymanie dopiero w 34. serii gier).
Czwarte miejsce w tabeli pozytywnym zaskoczeniem
Po 13 kolejkach Hertha ustępuje tylko trzem potentatom, Jeśli utrzyma czwartą pozycję, zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów. Brak jednak podstaw, by sądzić, że w Niemczech powstała nowa potęga. Tak korzystna lokata to jedynie efekt solidnej defensywy i regularnego wygrywania z rywalami z dolnych rejonów tabeli. Wszak Borussia Dortmund (3:1), VfL Wolfsburg (2:0), Schalke 04 (2:1) i Borussia Moenchengladbach (4:1) dość łatwo obnażyły słabości Herthy.
Wymienione porażki to jedyne niepowodzenia. Średniacy nie punktują z równo grającą Herthą - ostatnio Hannover poległ w stosunku 1:3, a Hoffenheim uległ stołecznej drużynie 0:1. Wcześniej przegrały Stuttgart (1:2), Koeln (0:2) i Hamburger SV (0:3). To właśnie dzięki tym wygranym, często wymęczonym, drużyna Dardaia jest tak wysoko, a jej mecz z Bayernem urasta do rangi szlagieru. - Mamy 23 punkty i nie musimy się bać wizyty w Monachium. Jedziemy tam jako dumni berlińczycy i tacy też chcemy wrócić do domu - zapowiada Węgier, cytowany przez "Bild".
Powrót do Europy? Dardai dopiero się rozkręca
Doceniając postępy dokonane przez zespół pod wodzą Dardaia, trudno prognozować, że Hertha ukończy sezon w czołowej "czwórce". Gladbach, Bayer i Schalke wciąż mają większe szanse, by uplasować się wyżej, ale nawet siódma lokata prawdopodobnie zapewni udział w Lidze Europy. Powrót na arenę międzynarodową byłby dla Starej Damy dużym osiągnięciem.
Powoli na lidera drużyny wyrasta Salomon Kalou. 30-letni Iworyjczyk w 14 występach w sezonie strzelił 10 goli. Wskazanie innego zawodnika ze względu na jego wyróżniającą się dyspozycję jest jednak trudne. Między słupkami nie zawodzi Rune Jarstein, nieźle do nowej drużyny wprowadził się Mitchell Weiser z Bayernu, liderem linii obrony jest Fabian Lustenberger, a w środku boiska dobrze radzą sobie Per Ciljan Skjelbred i Vladimir Darida. Żaden z nich gwiazdą Bundesligi jednak nie zostanie.
Siłą zespołu pozostaje więc oddający Herthcie serce i wszystkie siły Dardai oraz kolektyw. Miejsce na podium wciąż wydaje się mało prawdopodobne, ale pamiętajmy, że trener berlińczyków dopiero się rozkręca i jeszcze może wszystkich zaskoczyć.