Marcin Budziński - jedyny taki piłkarz w Ekstraklasie
Po 191. derbach Krakowa autokarowi Cracovii pokonanie trasy ze stadionu Wisły na Kałuży 1 zajęło ok. 10 minut. Piłkarze Pasów wykorzystali ten czas na odśpiewanie klubowego hymnu przy akompaniamencie... Marcina Budzińskiego!
Marcin Budziński jest absolwentem szkoły muzycznej I stopnia w Giżycku, ale gdy w wieku 16 lat musiał wybierać między piłką a muzyką, postawił na futbol. O nabytych w szkole umiejętnościach nie zapomniał i w niedzielę podczas triumfalnego przejazdu Pasów z Reymonta 22 na Kałuży 1 odegrał na trąbce klubowy hymn Cracovii!
Mało tego, pomocnik Pasów kręci też filmy krótkometrażowe, które naprawdę robią wrażenie. W swoich produkcjach obsadza znajomych, w tym też kolegów z Cracovii. Nie trzeba dodawać, że muzykę do swoich filmów Budziński sam komponuje. Drugiego tak wszechstronnie uzdolnionego piłkarza w Ekstraklasie nie ma.
- To był szczególny mecz nie tylko dla mnie, ale dla nas wszystkich. Wszyscy wiedzieli, że Cracovia nie wygrała ekstraklasowych derbów na Wiśle od 56 lat. Czuliśmy się mocni i liczyliśmy na to, że teraz przerwiemy tę passę. To, że byłem kapitanem, to dla mnie duże wyróżnienie - mówi Budziński WP SportoweFakty.
Pasy solidnie zapracowały na pierwsze od 56 lat ekstraklasowe zwycięstwo przy Reymonta 22, ale kluczem do sukcesu był piorunujący początek w wykonaniu podopiecznych Jacka Zielińskiego. Cracovia prowadziła 2:0 już po 23 minutach i Wiśle nie udało się odwrócić losów meczu.
- Ten mecz miał różne fazy. Szybko objęliśmy prowadzenie i po chwili poprawiliśmy, ale oddaliśmy Wiśle pole, a ona złapała z nami kontakt. W drugiej połowie była wymiana ciosów, ale pokazaliśmy, że jesteśmy zgranym kolektywem i dowieźliśmy prowadzenie do końca - mówi Budziński.
Po 17 kolejkach Pasy mają na koncie 30 punktów i rozbudziła apetyty kibiców, którzy w ostatnich latach byli świadkami tylko walki swojego zespołu o zachowanie ligowego bytu.
- Jeśli dalej będziemy grali konsekwentnie tak, jak potrafimy, to czemu mielibyśmy przestać punktować? Zachowujemy jednak chłodne głowy, bo długo pracowaliśmy na to, gdzie jesteśmy teraz, a szybko możemy to stracić - puentuje Budziński.